Ołeh Soskin: Ukraina wybrała Europę

2011-12-20 3:00

"Super Express": - Wczoraj w Kijowie odbył się szczyt UE-Ukraina, podczas którego miała zostać parafowana - a nie ratyfikowana - umowa stowarzyszeniowa między Ukrainą a Unią. Nie doszło nawet do tego. Ołeh Soskin: - Biorąc pod uwagę, że Polska - która u nas często traktowana jest jako symbol dobrych przemian - podobną umowę podpisała z UE już w roku 1991, jesteśmy naturalnie opóźnieni w tym względzie o całe 20 lat.

Tym bardziej trudno patrzeć na to wydarzenie w innych kategoriach niż jako odłożenie w czasie wielkiej szansy dla Ukrainy o co najmniej kilka miesięcy. Jeżeli ta umowa zostanie ostatecznie podpisana - w co akurat ja wierzę - oznaczać to będzie mocną szkołę demokracji i wprowadzania zachodnich standardów funkcjonowania państwa na wszystkie obszary życia. Ta droga dała kiedyś wspaniały rozwój Polsce i umożliwiła jej wejście do UE, dlatego wierzę, że tak samo będzie z Ukrainą.

 

- Cały czas mówimy jednak wpierw o parafowaniu umowy, a nie o ratyfikacji. Na przeszkodzie stoi przede wszystkim sprawa procesu Julii Tymoszenko.

- Tego problemu by nie było, gdyby decydował o tym naród ukraiński. Już obecnie zdecydowana większość Ukraińców jest za europejską drogą rozwoju naszego kraju, co wiąże się z wprowadzaniem standardów zachodnich nie tylko w życiu codziennym, administracji, biznesie, lecz także w sądownictwie. Ukraińcy chcą państwa prawa, w którym o tego rodzaju politycznych przedstawieniach, procesach nie może być mowy. Niestety, cała ta sprawa rozgrywa się wbrew woli społeczeństwa, a z woli ekipy Janukowycza.

- Czemu tak bardzo zależy mu na tym procesie? I dlaczego w ogóle się na niego zdecydował? Przecież od początku było wiadomo, że jest to droga, z której w pewnym momencie będzie musiał zawrócić, jeżeli chce się liczyć na Zachodzie.

- Janukowycz patrzy na te sprawy w zupełnie innych kategoriach. Tymoszenko jest dla niego przede wszystkim liderem opozycji, który może zagrozić jego jedynowładztwu. On rozumie, że przy obecnym drastycznym spadku jego notowań nie jest w stanie otwarcie i demokratycznie z nią konkurować. A że on i jego środowisko obecnie są zainteresowani przede wszystkim - i to jest ich priorytet - utrzymaniem się przy władzy, stąd jego decyzje pchające Ukrainę w stronę dyktatury. Na dziś to jest ta sama droga, którą szli Nazarbajew, Łukaszenka czy Putin.

- W kontekście dzisiejszego szczytu UE-Ukraina brzmi to mocno pesymistycznie. Czy Unia może coś zrobić, by zmienić tę sytuację?

- Naturalnie, że tak, ale żeby móc faktycznie jakoś wpłynąć na Janukowycza, trzeba z nim postępować ostro i zdecydowanie. Powiem to bardzo niedyplomatycznie: Janukowycz jest z natury kryminalistą, którego wychowały ulice Doniecka. I on rozumie język siły, a nie kompromisu. Jeżeli UE będzie mocno stawiała mu kolejne warunki, on będzie się do nich dostosowywał. Bo tak naprawdę u niego nie istnieje już pytanie, co wybrać: UE czy Rosję? Rosja jest dla niego jeszcze bardziej straszna i niebezpieczna niż Europa.

- Brzmi to zaskakująco, bo jednak przez polską opinię publiczną Janukowycz najczęściej utożsamiany jest z prorosyjską częścią ukraińskiego społeczeństwa.

- Tymczasem sytuacja przedstawia się zupełnie inaczej. Dla Putina i kremlowskiej ekipy Janukowycz jest zdrajcą, który złamał umowę, jaką politycy zawarli między sobą. Dla Moskwy, która go przecież oficjalnie popierała podczas wyborów, miał być łatwo sterowalnym pionkiem, który pójdzie na kurs szybkiego i jak największego zbliżenia Ukrainy z Rosją. Objawiać się to miało, po pierwsze, oddaniem całego gazowego systemu Ukrainy Rosji, po drugie, wejściem do unii celnej i strefy wolnego handlu Wspólnoty Niepodległych Państw. Tymczasem Janukowycz nie może tego zrobić i - co dla Moskwy jest szczególnie irytujące - najwyraźniej tego nie chce.

- Dlaczego?

- Takiego kursu rozwoju państwa nie chce ukraiński naród - co akurat dla Janukowycza nie byłoby wielką przeszkodą - ale przede wszystkim nie chcą tego ukraińscy oligarchowie, którzy czują się zaniepokojeni perspektywą otwarcia całego rynku dla firm i wielkich rosyjskich koncernów. On więc tego nie zrobi. Poza tym Janukowycz doskonale sobie zdaje sprawę, że dla ekipy kremlowskiej stał się już mocno niewygodnym partnerem. Gdy będą mieli sposobność, postarają się usunąć go ze stanowiska i postawić na kogoś znacznie łatwiejszego do kontrolowania.

- Wygląda więc na to, że Janukowycz przede wszystkim gra na siebie.

- Jemu się wydaje, że jest niesamowicie sprytnym i sprawnym graczem, który wspaniale rozgrywa sytuacje w trójkącie Rosja-Ukraina-Unia Europejska. Oczywiście, robi to w celu zdobycia jak największych profitów dla siebie i swego otoczenia, przy czym jego styl uprawiania polityki to w prostej linii przedłużenie donieckich doświadczeń z lat młodzieńczych. Co gorsza, on sądzi, że te donieckie gierki można stosować również w stosunku do UE. Najistotniejsze jednak, że Janukowycz, grając na siebie i na swoją rodzinę, tworzy sobie wrogów nawet wewnątrz Partii Regionów. A jako że nie można walczyć na wszystkich frontach, będzie szukał gdzieś sojuszników. Dziś jego wybór padł na UE.

Ołeh Soskin

Ukraiński politolog, dyrektor Instytutu Transformacji Społeczeństwa