Po głębokim namyśle doszedłem do - bardzo dla mnie trudnego - wniosku, że w PO nie podołam swojemu wyzwaniu. Dlaczego? Z czterech powodów.
Po pierwsze, dlatego że PO zatraciła swój programowy charakter. Współtworząc z Panem i panem Maciejem Płażyńskim PO, zdeponowałem w niej swoją nadzieję na partię, która będzie konsekwentnym liderem modernizacji Polski i Polaków, poprowadzi nas do centrum nowoczesnego świata. (...) Mieliśmy "uwolnić energię Polaków", pomóc "oszlifować polskie diamenty", sprawić, że "państwo nie będzie zajęte same sobą"! Dlatego z narastającym rozgoryczeniem obserwowałem metamorfozy programowe PO: niesławny sojusz z kolektywistami z PiS, poddanie się obsesji rozliczeń z PRL, "ukąszenie" ideą IV RP, awanturę o Niceę, akceptację dla obniżenia standardów demokratycznych, porzucenie planu reformy podatków, obojętność wobec degradacji służby cywilnej itd. Te fascynacje i zwroty zepchnęły w kąt troskę o awans życiowy Polaków - ambitne programy edukacyjne, likwidację barier dla przedsiębiorczości, obniżkę podatków. Dewastacji dopełniło podporządkowanie wysiłku programowego grze politycznej, konkurencji z PiS-em. Dziś - jak wielu Polaków - nie umiem powiedzieć, jaką partią jest PO. Wiem tylko, że w danej sprawie nie jest PiS-em.
Po drugie, dlatego że straciła ona spójność. Współtworząc naszą platformę, obiecywałem publicznie, iż zgromadzi się na niej "wspólnota zwarta, skupiona wokół łączących ją idei i celów programowych, a nie zgromadzenie od Sasa do lasa czy sprytne joint-venture zawiązane w celu zdobycia wpływów i władzy". (...)
Po trzecie, dlatego że PO stała się partią władzy. Budując ją, zapewnialiśmy Polaków, że będzie się różnić od innych partii, które "są jak korporacje - rozgałęzione przedsiębiorstwa z udziałami we wszystkich dziedzinach życia społecznego i gospodarczego. Zajmują się gruntowaniem wpływów i zarządzaniem układem interesów na wszystkich szczeblach władzy - od samorządu dzielnicy do Senatu - i we wszystkich jednostkach finansowanych przez państwo - od kas chorych przez teatry do komunalnych cmentarzy". (...) Czy moglibyśmy nie zgodzić się z panem Rafałem Dutkiewiczem, gdy twierdzi, że dla przedstawicieli PO "w samorządach decydentem nie są wyborcy, tylko aparat partyjny"? W zapomnienie poszły prawybory, współpraca z organizacjami i środowiskami społecznymi, "lekkie struktury na wzór amerykański". PO dołączyła do niesławnego grona poprzedniczek upartyjniających państwo, gmatwających interes prywatny z publicznym i bezwstydnie rozbudowujących nomenklaturę.
W partii władzy, chaotycznej i wieloznacznej, partii, która zapomina o swoich celach i obietnicach, nie ma miejsca dla mnie i mojego zadania. W takiej partii nie da się uzgodnić i zrealizować ambitnych planów modernizacyjnych, projektów o strategicznej głębi, przedsięwzięć naruszających interesy istotnych grup społecznych. Takiej partii - i to jest czwarty powód - nie uda mi się też zmienić. Oceny i propozycje - obojętnie, czy zgłaszane prywatnie czy publicznie - nie zdają się na nic, gdy brak jest elementarnych form wewnętrznej debaty oraz demokratycznych procedur wyciągania z niej wniosków. A tak właśnie jest w PO. (...)