Obowiązkiem mediów jest publikować

2009-10-16 4:00

O granicach wolności słowa i powinności mediów na łamach "Super Expressu" dyskutują publicyści: Sam Coates z "The Times", Jacek Żakowski z "Polityki" i Katarzyna Kozłowska z "Wprost"

"Super Express": - Polskie media ujawniły zapisy rozmów polityków, w tym z biznesmenami, wskazujące na ich co najmniej nieetyczne zachowania. Do dziennikarzy materiały trafiły ze służb specjalnych. Jak zachowałyby się w takiej sytuacji media w Wielkiej Brytanii?

Sam Coates: - Zadalibyśmy pytanie, czy publikowanie tych nagrań jest w interesie publicznym. Czy jest uzasadnione i czy obywatele powinni o nich wiedzieć. I na pewno ujawnilibyśmy je, gdyby pojawił się w nich choć ślad wywierania presji na polityków w celu osiągnięcia korzyści biznesowych. Nie mówiąc już o propozycji korupcyjnej bądź nieetycznych zachowaniach. W tym także jakichś wzajemnych przysługach.

- W jakich przypadkach zapisy rozmów nie zostałyby opublikowane?

- Takich okoliczności jest niewiele. Byłoby tak wówczas, gdyby rozmowy dotyczyły spraw prywatnych: dzieci, żon czy nawet piłki nożnej bądź pogody. Elementy dotyczące nacisków, tuszowania prawdy i dziwnych zachowań pojawiłyby się na pewno.

- W Polsce powstał pewien spór. Część dziennikarzy uważa, że dokumenty wyciekły ze służb w celach politycznych. Intencje były złe, chciano skompromitować rządzących.

- To nie ma znaczenia. Interes publiczny nie oznacza stania na straży interesów rządzących bądź opozycji. Od tego są politycy, a nie dziennikarze. Ktoś, kto ma takie wątpliwości, przekracza granicę między dziennikarstwem i polityką. I powinien zostać politykiem. Media są po to, by obywatele wiedzieli, co dzieje się w kraju. By patrzyły rządzącym na ręce, na ich kontakty, na to z kim się kontaktują.

- Dziennikarz na Wyspach otrzymując takie dokumenty zdecydowałby się więc na publikację?

- Absolutnie tak. To byłby jego obowiązek. Nie do pomyślenia jest sytuacja, w której rozważałby, czy powstrzymać się od druku ze względu na własne poglądy bądź możliwość zaszkodzenia temu czy innemu politykowi. Brytyjski rynek mediów jest zresztą tak konkurencyjny, że wyklucza podobne zachowania. Konkurencyjne tytuły wiedząc, że ktoś powstrzymuje publikację podobnych materiałów, przystąpiłaby do ataku. I słusznie.

Sam Coates

Szef działu politycznego brytyjskiego dziennika "The Times"