"Super Express": - Czy Polacy i Polki cieszą się takimi samymi prawami?
Barbara Fedyszak-Radziejowska: - W naszym kraju regulacje prawne, deklaracje oraz po części praktyka dają równe prawa mężczyznom i kobietom. Jednak w życiu zawodowym i publicznym zdarzają się sytuacje, w których ta równość jest bardziej iluzoryczna niż realna.
- Czy parytety mogą temu zaradzić?
- Dokładnie odwrotnie, raczej pogłębią ową iluzoryczność. Parytety wzmocnią pozamerytoryczne kryteria powoływania na ważne stanowiska, awansowania czy nagradzania pracowników. Kolejnym pozamerytorycznym czynnikiem stanie się płeć. W naszym wspólnym interesie, czyli kobiet i mężczyzn, leży wzmocnienie presji na merytoryczne przesłanki awansowania. Dzisiaj dość powszechnie decydują znajomości, uroda, rodzinne powiązania czy tzw. mocne plecy. Jest jeszcze jeden powód mniejszej obecności kobiet w zarządach, władzach i w gremiach kierowniczych - wszędzie tam wymagana jest dyspozycyjność. Owa dyspozycyjność w pewnym momencie życia kobiety jest trudna do pogodzenia z macierzyństwem.
- Jutro na naszych łamach głos zabierze prof. Magdalena Środa, która lansuje pomysł parytetów.
- Wprowadzenie parytetów to postulat klasycznie lewicowy, więc nic dziwnego, że lansuje go pani profesor Środa. Pośrednim efektem ich wprowadzenia będzie osłabienie wartości macierzyństwa i wzmocnienie udziału kobiet w tzw. wyścigu szczurów. Problemy kobiet pozostaną nierozwiązane, z parytetów skorzystają głównie bezdzietne panie lub te przerzucające opiekę nad dziećmi na inne kobiety: babcie, opiekunki, przedszkolanki. Te, dla których dzieci są ważne, nadal pozostaną w sytuacji konfliktu ról. I nic nie zmieni się w traktowaniu kobiet, bo do tradycyjnie dyskredytujących uproszczeń - emocjonalna, nadmiernie wrażliwa itp. - dojdzie: objęła stanowisko "z parytetu". Byłoby tylko komiczne, gdyby nie było zarazem kompromitujące, typowanie kandydatur na nowe - związane z ratyfikacją traktatu lizbońskiego - stanowiska w Unii Europejskiej. Żadnej rozmowy o dorobku czy zasługach - nic, tylko parytetowe rozważania: ktoś z prawicy i ktoś z lewicy, ze starych i z nowych krajów członkowskich... Czy może być mniej merytoryczny proces doboru?
- Taki był wybór Catherine Ashton na ministra spraw zagranicznych UE?
- To dotyczy obu postaci - czyli również Hermana van Rompuya - bo jeśli parytetowa jest kobieta, to parytetowy staje się mężczyzna. W efekcie oboje zostali wybrani ze względu na płeć. Nonsens. Nikt nie próbował merytoryczne uzasadnić tego wyboru, mówiono: bezpieczni, nieznani, niekonfliktowi. Czyli oboje parytetowi. A Unią rządzić będą i tak najsilniejsi politycy. Tak kończy się parytetowy dobór na stanowiska wszędzie, nie tylko w UE.
- Jak rozumiem, uważa pani parytety za próbę wprowadzenia pozornego rozwiązania prawdziwego problemu?
- Tak. Na podobieństwo metod sowieckich: rozwiązujemy problem niesprawiedliwości społeczne,j zabierając ludziom własność prywatną, rozwiązujemy konflikty religijne, narzucając ateizm, walczymy z nacjonalizmem poprzez wprowadzanie internacjonalizmu.
- Jak więc można realnie zaradzić problemowi?
- Trudne problemy rozwiązuje się cierpliwie, rozważnie i konsekwentnie. Zacznijmy od merytorycznych kryteriów awansowania. To trudne, ale możliwe, także w polityce. Może pojawi się w niej więcej kobiet mądrych niż pięknych i więcej mężczyzn odpowiedzialnych niż wysokich. Dalej, dowartościujmy macierzyństwo, ułatwiając godzenie ról zawodowych z rodzinnymi. To ważne, by wybór między rodzicielstwem a karierą nie był dramatyczny. Technika już wiele w tym pomogła: pralki, pampersy, przetwory...
- Prócz matek są jeszcze ojcowie...
- To prawda, że ojcowie często towarzyszą matkom swoich dzieci, ale liczba rozwodów wzrasta, a to oznacza, że wiele kobiet musi sobie radzić samodzielnie. Co więcej, kobiety mają pewne szczególne, tzw. miękkie cechy - jak odpowiedzialność za innych, rezygnacja z egoistycznych wartości na rzecz dobra najbliższych. To przydaje się w wychowaniu dzieci, ale także w pracy zawodowej. Zamiast zmuszać mężczyzn, by rezygnowali ze swoich specyficznych cech - są nimi np. rywalizacja czy emocjonalny dystans - wykorzystujmy obie płci w obu rolach nie zmuszając ich do uniformizacji. To nudne.
- Czyli rzecz w naturze i w mentalności! Była szefowa gabinetu premiera Jerzego Buzka powiedziała w jednym z wywiadów: "byłam przeciw parytetom, dziś jestem za. Mówieniem o dyskryminacji kobiet nie udało się, niestety, zmienić mentalności mężczyzn. Tylko parytet jest w stanie to zrobić".
- To problem pani Teresy Kamińskiej, nie mam zamiaru jej przekonywać. Żyjemy w demokratycznym kraju i wolno nam popełniać błędy, to dotyczy także mnie. W historii już parę razy popełniono dramatyczne błędy pod hasłami nowoczesności, światłości i postępu. Trochę mi wstyd, że mamy kolejną mutację tego sposobu myślenia, i to w Polsce - w kraju, w którym kobiety tak jak mężczyźni dziedziczyły ziemię, także w chłopskich rodzinach; gdzie po odzyskaniu niepodległości, bez żadnej walki z mężczyznami, dostały prawa wyborcze wcześniej niż Francuzki, Szwajcarki czy Brytyjki; gdzie w czasach zaborów odpowiadały za przekaz narodowej tradycji i polskiej edukacji, bo nie było polskich szkół. Poczucie równości i własnej wartości jest fundamentem, na którym możemy budować naszą własną drogę do aktywności kobiet w życiu publicznym. Nie musimy naśladować państw, w których kobiety były naprawdę dyskryminowane i musiały stoczyć batalię o swoje prawa.
- A jednak mamy precedens czarnoskórego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Litera prawa - polityczna poprawność ze swoją nowomową i kwotowością na uniwersytetach - przełożyła się na klęskę rasistowskich stereotypów.
- Mówienie, że czarnoskóry prezydent Stanów Zjednoczonych pochodzi z parytetu, to nonsens. Walka o prawa czarnych zaczęła się od walki z niewolnictwem i to dość dramatycznie - wojną Północy z Południem. Potem systematycznie, dramatycznie, cierpliwie, ale za to skutecznie walczono z rasizmem. Kobieta o czarnym kolorze skóry usiadła w autobusie na miejscu przeznaczonym dla białych i spotkały ją represje. Potem czarny pastor Martin Luther King został zamordowany. W amerykańskich filmach pojawili się czarni policjanci, potem lekarze, ale nikt nie narzucał reżyserom z Hollywood parytetów. A poza tym, czy Polki mają za sobą doświadczenia porównywalne z rasizmem? Czy to nie obraża amerykańskich bohaterów walki z dyskryminacją czarnych? Barack Obama jest prawdziwym prezydentem, a nie parytetowym. Polka może zostać prezydentem III RP bez konieczności podpierania się parytetem - jak laską.
Dr Barbara Fedyszak-Radziejowska
Socjolog wsi (PAN i PW), członek Kolegium IPN. Sygnatariuszka listu opublikowanego na stronie www.parytety.pl