Beata Szydło mówiąc o planowanej rekonstrukcji rządu podkreślała, że w formacji koalicyjnej czymś naturalnym są różnice zdań wynikające z różnic programowych. Przy tej okazji nie omieszkała wbić malutkiej szpileczki w swojego następcę, Mateusza Morawieckiego. - W takich chwilach musimy przedefiniować i dostosować priorytety uprawianej polityki, ale nie zapominajmy, że ostatecznym celem jest stworzenie sprawniejszego rządu, by skutecznie realizować nasz program. Podobną zapowiedź usłyszałam z ust premiera Mateusza Morawieckiego, który chce szybciej podejmować kluczowe decyzje. Po ostatnich wyborach faktycznie jego gabinet mocno się rozrósł. Rozumiem, że nastąpiła refleksja - oceniła, lekko zaskakująco, obecna europosłanka PiS. Dopytywana o koalicjantów, którzy obawiają się, że stracą na zapowiadanych cięciach, zaznaczyła, że „owszem, redukcje będą, ale na nich tracą przecież wszyscy”.
Zobacz: Co za widok! Dom Kaczyńskiego jak POŁUDNIOWA REZYDENCJA. Sąsiedzi ZIELENIEJĄ z zazdrości
Była premier wyraźnie podkreśliła, że to jej ugrupowanie jest dominującym podmiotem w Zjednoczonej Prawicy. - Stąd też wyższa liczba resortów, która trafi pod nasze skrzydła. Nie oznacza to jednak, że nie będzie można do nich dokooptować wiceministrów z Porozumienia, czy Solidarnej Polski. Dzisiaj musimy pamiętać, że największą siłą Zjednoczonej Prawicy są jedność i wspólny program, któremu nasi wyborcy już wielokrotnie zaufali i który sprawdził się w praktyce. To powinno być nadrzędnym celem w dyskusjach koalicyjnych, a nie to, kto, ile i jakich synekur otrzyma - przekonywała.
Polecany artykuł:
W rozmowie Beata Szydło ujawniła, że bardzo niewiele zabrakło do rozpadu Zjednoczonej Prawicy w kwietniu tego roku. Doprowadzić do tego miała postawa Jarosława Gowina, który absolutnie nie chciał się zgodzić na przeprowadzenie wyborów prezydenckich w pierwotnym terminie (10 maja). - Faktycznie, termin wyborów prezydenckich był dla nas poważnym kryzysem. Sama byłam bardzo krytycznie nastawiona do zmiany daty z maja na lipiec (...) To już jest historia i nie ma co do tego wracać, ale wtedy było blisko poważnego pęknięcia w Zjednoczonej Prawicy. Na szczęście udało się tę sytuację opanować. Nie oznacza to jednak, że była premier nie ma wciąż o to żalu do Jarosława Gowina. Zapytana czy nie ma nic przeciwko, że najprawdopodobniej ponownie wróci on do rządu, odpowiedziała, że jest to "decyzja koalicjanta", w którą nie może ingerować. Po chwili dodała jednak: - Nie jest tajemnicą, że publicznie krytykowałam Jarosława Gowina wtedy, kiedy ważyła się data 10 maja, i uważam, że jego zachowanie mogło nas wiele kosztować. To był z jego strony poważny błąd.