Nie zastanawiali się też, jak twierdzą, gdańscy policjanci, biorąc udział w charytatywnym turnieju hokeja. Tyle że ich zabawę z księż- mi, politykami etc. zasponsorował oszust z Amber Gold Marcin P. Pewnie doceniony wyeksponowaniem logo firmy na plakatach czy w wystroju hali, w której zdarzenie miało miejsce. Biedni policjanci, wpuszczeni w maliny, ubrudzeni dziś dotacją oszusta niczym Lech Wałęsa. Bo i na niego, a właściwie na film o nim spłynęła niesława korzystania z hojnej ręki Marcina P.
Producenci filmu "Wałęsa" zobowiązali się do oddania sponsorskiego datku (mierzonego w liczbach siedmiocyfrowych), byle tylko nazwisko bohatera nie doznało uszczerbku. (Czy już oddali albo kiedy to zrobią, nie wiem, pewnie ogłoszą). Gorzej z policjantami. Bo w ich przypadku trudno wyliczyć, ile Marcin P. dał "na twarz" i przez ile twarzy mnożyć jego wkład w zabawę funkcjonariuszy. Więc odium zostanie (piszemy o tym na str. 1 i 2).
I tu mógłbym skończyć dowód o przewagach Wałęsy nad policjantami... gdyby nie pewien wewnętrzny niepokój, a nawet - nazwijmy to wprost - cień podejrzenia, które zmusza do prostego pytania. Czy ludzie od produkcji "Wałęsy", a jeszcze bardziej policjanci z Gdańska, nie wiedzieli, kim jest wielokrotny skazaniec Marcin P.? Przecież już w 2010 roku pisały o tym (znaczy o nim) najważniejsze gazety regionu.
Ale widać i w filmie, i w policji ludzie mało czytają... Stąd odium takie...