O moralność w polityce

2009-04-10 9:00

Co chwila słyszymy o nowych aferach związanych z działalnością polityków - reprezentantów narodu - na styku aktywności publicznej (która powinna przecież służyć państwu i obywatelom) i biznesu.

Wczorajsza "Rzeczpospolita" opisała sprawę ministra skarbu Aleksandra Grada, powołując się także na wcześniejsze ustalenia "Super Expressu". Otóż firma geodezyjno-projektowa MGGP, w której udziały miała żona ministra i jego kolega, wygrywała przetargi organizowane przez agencje rządowe i spółki Skarbu Państwa. To, czy doszło do konfliktu interesów, zbadają teraz odpowiednie służby.

Co zrobić, aby takie sytuacje się nie powtarzały? Pytanie dotyczy tego, jak połączyć ogień z wodą, czyli politykę z moralnością. Wystarczy wspomnieć pierwszy niekomunistyczny rząd Tadeusza Mazowieckiego, a właściwie - by być dokładnym - pierwszego niekomunistycznego premiera, bo w jego gabinecie zasiadali komunistyczni szefowie resortów siłowych. I choć o łączeniu polityki z biznesem nie było wówczas mowy, zaistniał realny konflikt interesów. Mazowieckiemu, zdeklarowanemu katolikowi, zwolennikowi nauki społecznej Kościoła, zarzucano działania społecznie amoralne - jego rząd przeprowadzał terapię szokową Balcerowicza, która doprowadziła do pauperyzacji rzeszy Polaków. Doszło do tego, że przeciwko premierowi z Solidarności wystąpił związek zawodowy "Solidarność", bo z doradcy pracowników Mazowiecki stał się przedstawicielem pracodawców.

Jaka jest puenta? Politycy powinni dążyć do tego, aby zachowywać się pod każdym względem moralnie - wobec samych siebie, a co za tym idzie, wobec wyborców. Innej recepty nie ma. A obowiązkiem dziennikarzy jest patrzeć politykom na ręce.