Ryszard Petru

i

Autor: Marcin Smulczyński Ryszard Petru na kongresie Nowoczesna.PL

Ryszard Petru: NowoczesnaPL to partialudzi wkurzonych

2015-06-02 4:00

W rozmowie z "Super Expressem" o NowoczesnaPL Ryszard Petru.

"Super Express": - Słyszał pan? "Co wyjdzie z połączenia Korwina i Kukiza?

Ryszard Petru: - (śmiech) Nie słyszałem, ale to mi się podoba. Co prawda programowo nie poczuwam się do powinowactwa z panami Korwin-Mikkem i Kukizem, ale to pozytywne. Z drugiej strony pojawia się wiele złośliwości - i z lewej, i z prawej strony - ale mam świadomość, że nie jest to przypadkowe.

- Mówi pan, że programowo nie jest pan ani Korwinem, ani Kukizem, ale jeśli wsłuchać się w to, co pan mówi, to z jednego i z drugiego trochę w tym jest. Z jednej strony niezachwiana wiara w liberalizm ekonomiczny, a z drugiej daleko posunięty sceptycyzm wobec polskiej klasy politycznej.

- Jasne, ale nie patrzę, skąd płynie inspiracja do programu NowoczesnejPL. Po prostu zauważam pewne rzeczy. Jeśli pan to tak definiuje, to OK. Rozumiem, że jest pokusa przypinania łatek, rozstrzygania, której partii chcemy zabrać.

- I komu pan chce zaszkodzić?

- Zawsze odpowiadam, że myślę o sprawie, a nie przeciwko komuś. Staram się przede wszystkim zdefiniować, do których grup społecznych chcę ze swoim programem trafić, kogo mogę nim przekonać.

- Wydaje się, że to program skierowany do zadowolonych z ostatnich 25 lat. Tych, którym się udało.

- Zadowoleni nie przyszliby na kongres. Pojawili się na nim ludzie wkurzeni. Ale nie na zasadzie, że wszystko jest złe, spalmy kraj i zobaczymy, co na tych zgliszczach urośnie. To jest raczej wkurzenie tych, którzy wiedzą, że moglibyśmy w Polsce więcej i lepiej. Moglibyśmy mieć perspektywy, a nasze dzieci nie musiałyby wyjeżdżać za lepszym życiem za granicę. Leszek Miller mówi, że jesteśmy partią sytych. No cóż, to zabawne, że akurat on to mówi, bo jeśli ktoś jest syty, to raczej on. Ale dobrze, jesteśmy partią sytych pielęgniarek uciekających za pracą na Zachód, sytych młodych naukowców, którzy nie widzą sensu pracy na polskich uczelniach, sytych małych przedsiębiorców, którzy żyją z perspektywą upadku swojego biznesu spowodowanego przez skarbówkę.

- Widzę, że interesuje pana szeroki front społeczny...

- Tak, chodzi o ludzi, którzy jeżdżą po Europie i widzą, że można lepiej, szybciej, sprawniej. Że jak się popełnia błędy, to się wyciąga z nich wnioski. Że walczy się z bylejakością. Chciałbym Polski, która uosabia europejską solidność, a nie biurokrację. Chodzi o to, że Polska może być takimi małymi Niemcami Europy Środkowo-Wschodniej. I nie jest to mrzonka, ale realna perspektywa.

- Był już taki, co chciał budować u nas drugą Japonię. Był też taki, który chciał zrobić z nas drugą Irlandię.

- Japonia była z kapelusza, a Irlandia z marzeń. Niemcy są z realu. Nasze firmy eksportują do Niemiec, na tym tworzą swój wzrost. Mamy całkiem niezły przemysł prywatny. Na tej bazie możemy stworzyć silne polskie marki, które dadzą nam dobre miejsca pracy z dobrymi pensjami.

- Nasz eksport za Odrę polega dziś głównie na tym, że jesteśmy trochę fabryką Niemiec. Jak widziałby pan drogę do samodzielności?

- Ostatnie lata to głównie radość z tego, że jesteśmy tanim krajem. Duma naszych polityków polega na tym, że ściągamy zagranicznych inwestorów, którzy dzięki systemowi ulg nie płacą podatków i mogą zatrudniać ludzi za dwa tysiące. Chciałbym, żeby poprzez powiązanie nauki i biznesu, a także dzięki sensownemu wydawaniu unijnych pieniędzy, stworzyć nowoczesną przedsiębiorczość. Dziś dla niej nie ma wsparcia. Wydaje się za to miliardy złotych na wsparcie dla przestarzałego przemysłu. Przecież to absurd. A przecież to drobni przedsiębiorcy tworzą większość miejsc pracy. To im trzeba pomóc się rozwijać.

- Chce pan wspierać dobre miejsca pracy, a w pańskim otoczeniu jest szef firmy InPost, która słynie z zatrudniania na śmieciówkach. Czy Polska pańskich marzeń nie jest Polską śmieciowych pracowników?

- Z czego wynika to, że tak wiele firm zatrudnia na śmieciówkach? Często z przetargów publicznych, gdzie głównym kryterium wyboru jest niska cena. Efekt tego taki, że albo firmy upadają, albo pracowników zatrudnia się na elastycznych umowach. Państwo jest praprzyczyną umów śmieciowych. Proszę spojrzeć na Niemcy - tam cena stanowi jedynie 30 proc. oceny oferty przetargowej. Nie lubię umów śmieciowych, ale nie chciałbym wylewać dziecka z kąpielą. Umowy o dzieło, choćby w przypadku artystów, mają sens.

- Praktyka jest jednak taka, że nagle nie tylko artyści, dziennikarze czy menedżerowie, ale znaczna część pracowników pracuje na umowę-zlecenie czy o dzieło.

- To wynika z przeregulowania kodeksu pracy. Jeśli zatrudnia się kogoś na pięć miesięcy przy budowie domu i trzy razy się tak zatrudni, to trzeba od razu dawać umowę o pracę na czas nieokreślony. To w końcu nie jest pański pracownik, ale ktoś, kto wykonuje panu jakąś usługę. Ponieważ rynek pracy jest przeregulowany, to ludzi zatrudnia się na umowach pozakodeksowych i nie trzeba się martwić o przepisy. Jak się śrubę przykręci z jednej strony, to blacha się wygina. Chciałbym zostawić taką formułę, ale niech dzieło będzie dziełem, a zlecenie zleceniem.

- Tylko że jak się kodeks poluzuje, znów stworzą się nisze, w których będzie można pracownika oszukać.

- Mało znam osób, które pracują na etacie. Na umowę o pracę zatrudniają głównie duże firmy i państwo. Małe firmy nie są w stanie pozwolić sobie na etat, bo wszystko jest tak usztywnione. W Hiszpanii już tak mamy - albo etat, albo bezrobocie. Stwórzmy w Polsce rynek pracodawcy, żeby to on zabiegał o pracownika, a nie odwrotnie.

- Chce pan zlikwidować finansowanie partii z budżetu, ale czy to nie jest prosta droga do oligarchizacji sceny politycznej? W końcu bogaty biznesmen za wsparcie dla jakiejś formacji będzie oczekiwał odwdzięczenia się.

- We współczesnym świecie partie można finansować poprzez Internet, poprzez składki sympatyków. Gdyby na moje ugrupowanie połowa ludzi, którzy wybrali OFE, wpłaciła po 10 zł, to mielibyśmy 12,5 mln zł na działalność. Dziś olbrzymie pieniądze z budżetu państwa idą głównie na PR, marketing czy na słynne już ośmiorniczki, a nie na tworzenie programów politycznych przez partie. Czy polska polityka stała się lepsza, odkąd finansuje się je z budżetu? Moim zdaniem jest gorsza, bo straszliwie jałowa.

- I na deser kwestia, która wszystkich interesuje - Leszek Balcerowicz idzie z panem?

- Nie, nie będzie Leszka Balcerowicza. Rozumiem, że można z naszą inicjatywą sympatyzować i jego sympatia, a także sympatia innych osób, jest bardzo mile widziana.

Zobacz: Kongres NowoczesnejPL. Kim jest szef Stowarzyszenia NowoczesnaPL, Ryszard Petru?

Nasi Partnerzy polecają