Już blisko miesiąc trwa policyjne dochodzenie pod nadzorem Prokuratury Rejonowej Warszawa - Mokotów, w którym jako świadek będzie występował szef Faktów TVN Kamil Durczok. Śledczy wszczęli je po publikacji tygodnika "Wprost", w której opisano m.in. pobyt dziennikarza w warszawskim mieszkaniu na Mokotowie. Po jego wyjściu, właściciele mieszkania znaleźli m.in. płyty z filmami porno, erotyczne gadżety, a także plastikowe karty i woreczki ze śladowymi ilościami narkotyków. Wszystko zostało przez właścicieli mieszkania udokumentowane poprzez zrobienie zdjęć. Ujawniono je dopiero miesiąc później od pobytu Durczoka w mieszkaniu.
Czy zdjęcia są oryginalne i mogą stanowić dowód w sprawie? To teraz wyjaśniają śledczy. - Powołany jest biegły, który ma ocenić: czy te zdjęcia wykonane w mieszkaniu są autentyczne i czy zostały zrobione 16 stycznia, jak twierdzi "Wprost" - mówi nam szef prokuratury rejonowej na Mokotowie Paweł Wierzchołowski.
Przypomnijmy, że sprawa prowadzona jest w kierunku posiadania narkotyków. Grozi za to do 3 lat pozbawienia wolności. - Kamil Durczok nie był do tej pory przesłuchiwany, prowadzimy czynności z innymi świadkami. Będziemy chcieli pobrać materiał genetyczny DNA od dziennikarza TVN, by sprawdzić czy ma jakikolwiek związek ze śladowymi ilościami narkotyków znalezionych w mieszkaniu na Mokotowie - dodaje prokurator Paweł Wierzchołowski.
Zobacz też: Afera Wprost. Kamil Durczok nie wróci do "FAKTÓW"?