Według „Do Rzeczy”, pani ambasador wzywała ów zaangażowanych w zmianę prawa urzędników na rozmowy, co raczej przypominało polecenie służbowe, aniżeli zwykłą prośbę. Takie wezwanie miało otrzymać od Mosbacher kilka osób.
- Pani ambasador bardzo wyraźnie, otwartym tekstem zadeklarowała, że nie powinno być tak, że wszystkie podmioty funkcjonujące na polskim rynku płacą podatek w podobnej wysokości. Mówiła, że polski i europejski rynek jest trudny dla amerykańskich firm i oczekiwała, że wprowadzone zostaną rozwiązania zmniejszające wysokość obciążeń podatkowych dla firm pochodzących ze Stanów Zjednoczonych (…) Ambasador oczekiwała, że nowe przepisy w efekcie postawią amerykańskie podmioty w uprzywilejowanej pozycji wobec polskich firm. Mówiła m.in o Uberze
– twierdzi źródło tygodnika. To wszystko miało wprowadzić nie lada konsternację w obozie rządzącym. Ponoć zwołano nawet naradę, podczas której zastanawiano się, czy przypadkiem nie napisać do Waszyngtonu w tej sprawie. Jak ostatecznie zakończyły się rozmowy – tego nie wiadomo.
Do tych informacj ambasada się nie ustosunkowała. Z kolei jeśli chodzi o list, poinformowano krótko, że "ambasada nie może komentować oficjalnej korespondencji dyplomatycznej”.