Jeżeli marszałek poważnie myśli o fotelu prezydenta, być może powinien jak najszybciej rozpatrzyć wariant dyskretnej rekrutacji nowego szefa. Nie musi być nawet tak reprezentacyjny, ale nie zaszkodzi, jeśli nie będzie popełniał spektakularnych faux pas.
Siłą Platformy Obywatelskiej w debacie publicznej były do tej pory dobre maniery, silne nerwy, a dla wielu rzeczowe argumenty. Taka przedwyborcza atmosfera gwarantowała lub przynajmniej sprzyjała sukcesowi. Partią agresywną, atakującą, kłótliwą i napastliwą było Prawo i Sprawiedliwość. Ta agresja obracała się przeciw agresorom.
Wczoraj Sławomir Nowak zamienił się rolami ze swoimi politycznymi przeciwnikami. Jarosława Kaczyńskiego nazwał publicznie "kandydatem specjalnej troski". Trudno wyobrazić sobie brutalniejszy, bardziej szaleńczy i bardziej personalny atak. Kilka miesięcy temu dwóch prezenterów dla żartu określiło Lecha Kaczyńskiego mianem "upośledzonego". Mimo satyrycznej konwencji programu "dowcip" został powszechnie źle oceniony. Granica między żartem a inwektywą została przekroczona. W jakim celu Sławomir Nowak idzie teraz zgubną drogą satyryków, których żywiołem jest skandal?
W tej samej wypowiedzi Sławomir Nowak popełnił drugi poważny błąd. Uznał, że Kaczyński powinien aktywniej prowadzić kampanię i częściej pokazywać się Polakom. Żądanie od kontrkandydata, żeby prowadził kampanię w sposób, który wymyśla dla niego sztab przeciwnika, jest czymś poważniejszym od błędu. Jest słabością.