"Super Express": - Widziałem komentarze, w których piątkowy zamach określono "norweskim 11 września".
Izabella Górecka-Topolska: - Takie jest dość powszechne odczucie. W sobotę niemal nikogo nie było na ulicach. Ci, których spotykałam, nie kryli łez.
- Jak zareagowała pani na wieść o wybuchach bomb i zamachu na wyspie?
- Pierwsza reakcja moja i Norwegów była oczywiście taka, że zamachów dokonali radykalni muzułmanie. Nie da się opisać skali zaskoczenia na wieść o tym, że to rodowity Norweg. W dodatku syn byłego dyplomaty, choć od ponad piętnastu lat nie utrzymywali ze sobą żadnego kontaktu. Rodzina Breivika jest dziś zresztą z oczywistych względów chroniona. Szkoda, że tej ochrony zabrakło na wyspie podczas tak dużej imprezy...
- Przyznam, że kiedy usłyszałem, jak długo Breivik strzelał, pomyślałem: dlaczego "nie zdjął" go żaden z policjantów? W Polsce zawsze wokół takich zjazdów kręci się ich kilku.
- Nie miał kto tego zrobić. Norwegia była uważana za bezpieczny kraj. Może zbyt bezpieczny. Moim zdaniem na wyspie ewidentnie powinna być taka ochrona. Wokół Oslo i Barum jest wiele podobnych wysp. W weekendy na każdej odbywają się różne imprezy i biwaki. Widuje się jednostki policji, ale trzeba przyznać, że niezbyt często. Co do samej akcji, policja zareagowała dobrze. Pierwsza łódź przy złych warunkach pogodowych była jednak przeciążona. Do wyspy Utoya trzeba przepłynąć jakieś 600 metrów.
- Jak zareagowała ulica na wieść o zatrzymaniu Breivika i oskarżeniu? Grozi mu do 21 lat więzienia.
- Cóż, takie jest norweskie prawo. Wyczuwa się jednak złość, że to za mało. Widziałam komentarze, że według pierwszych danych o ilości ofiar to zaledwie 80 dni za jedno odebrane przez niego życie. Po drugie, ma szansę wyjść z więzienia jako 50-letni człowiek, pomimo skali zbrodni. Trzeba poczekać na decyzję sądu, czy będzie to bezwzględne 21 lat, czy będzie mógł ubiegać się o wcześniejsze zwolnienie.
- Z polskiego punktu widzenia 21 lat to szokująco mało za taką zbrodnię.
- Takie też są komentarze na gorąco. Poczekajmy, aż ludzie ochłoną, ale pojawiły się już opinie o koniecznej zmianie norweskiej rzeczywistości. Zwłaszcza w kwestii bezpieczeństwa. Nie brak też oskarżeń, które mogą się zmienić zdecydowaną zmianą kursu politycznego.
- Zmianą kursu w jakim sensie?
- Przypuszczam, że po tej zbrodni norweska polityka bardzo się zmieni. Są jednak takie głosy, że rządząca Partia Pracy nie sprawdziła się. Będzie więc skręt w prawo, ale niewykluczone, że zmieni się coś w systemie. Ludzie mają pretensje do Partii Pracy, że do tej tragedii mogło nie dojść, gdyby wcześniej wprowadzono pewne obostrzenia, którym była przeciwna.
- Rozmawialiśmy z jednym z norweskich dziennikarzy i stwierdził, że pomimo zamachu nie ma obaw o zachowania skrajnych ugrupowań. W przeciwieństwie do Szwecji nie jest to podobno problemem...
- Nie dziwię się, że norweski dziennikarz mógł tak mówić. Norweg nie powie panu tego otwarcie. Mieszkam tu od lat, znam ludzi mieszkających dziesięciolecia. I nawet znajoma, która mieszka już 35 lat przyznaje, że nie wie co Norwegowie tak naprawdę myślą. To bardzo zamknięci w sobie ludzie. Sympatyczni i po ludzku dobrzy, ale rzadko mówiący wprost co naprawdę myślą. I te skrajne ugrupowania, choć nieliczne, są jakimś problemem. Jak widać po piątkowym zamachu, problem nie musi być liczny, by był poważny. Po zamachu można też już znaleźć w sieci zwolenników Andresa Breivika.
>>> Jaki jest MANIFEST ZABÓJCY. Treść listu, który Andres Breivik wysłał do 150 znajomych na FB
- W manifeście zamachowca nieustannie pojawia się wątek mniejszości muzułmańskiej. Na ile jest to w istocie problem miejscowego społeczeństwa?
- Problemy z integracją są zauważalne. Wystarczy w Oslo wysiąść na dworcu autobusowym i przejść się po kilku dzielnicach takich jak Grünerlokka, by zupełnie nie czuć, że jest się w Norwegii. Owszem, oficjalnie często nie dostrzega się tego, co nieoficjalnie ludzie mówią między sobą. Kiedy czyta się rozmaite fora, dostrzega się jednak nie tylko narzekanie na ten problem.
Izabella Górecka-Topolska
Radio Waliza i portal polacy.no