"Super Express": - Na wieść o wybuchu bomb w Oslo, a nawet strzelaninie na wyspie Utoya, niemal wszyscy pomyśleli, że to atak muzułmańskich radykałów. Pan też?
Rolf Fiske: - Muszę przyznać, że przemknęło mi to przez myśl. Zaskoczeniem były już ataki i wybuch bomb. Ale gigantycznym szokiem jest to, że zrobił to Norweg. Wie pan, jesteśmy krajem, w którym ostatni ładunek wybuchowy eksplodował chyba w 1940 roku podczas zajęcia Norwegii przez Niemcy.
- Pojawiły się obawy o falę prawicowego ekstremizmu? W sąsiedniej Szwecji poświęcono temu zjawisku wiele artykułów...
- To w Szwecji. Wiem, że na kraje skandynawskie patrzy się jak na grupę o wspólnym mianowniku, ale to nadmierne uproszczenie. Owszem policja obserwuje różne ekstremalne grupy, tak jak na całym świecie. Ale Anders Breivik nie był do tej pory obserwowany przez odpowiednie służby. Nikt nie zwracał uwagi na niego ani na jego otoczenie.
- Może to był błąd?
- Z efektów sądząc można tak powiedzieć, ale w Norwegii nie ma naprawdę istotnych grup prawicowych bądź lewicowych radykałów, jak w kilku innych krajach. Wszystkim wydaje się więc prawdopodobne, że Breivik był samotnym szaleńcem. Gdybym miał powiedzieć, czy prawicowa ekstrema to w Norwegii jakiś problem, to stwierdziłbym, że mniej więcej żaden.
- Przed laty w Holandii też uważano, że populistyczne partie nie mogą liczyć nawet na zauważenie przez wyborców. Dziś współdecydują o kształcie kraju. Pojawił się problem imigrantów, z którym państwo sobie nie radziło. Pojawiło się więc zapotrzebowanie.
- Ma pan rację o tyle, że w norweskim społeczeństwie dyskutuje się dziś np. o takich sprawach jak konflikt palestyńsko-izraelski. Pojawił się temat integracji mniejszości. Norwegia została jednak jeszcze przed wojną zbudowana na socjaldemokratycznych zasadach. Niech pan zwróci uwagę, że kiedy w Europie hulał lewacki terroryzm, u nas nie miał się na czym zaczepić. Także dlatego, że oskarżanie naszej lewicy o sprzeniewierzenie się ideałom byłoby czymś kuriozalnym. Norwegowie pozostają z grubsza socjaldemokratycznym społeczeństwem i nie widać na razie w badaniach istotnych zmian. Nawet na wieść o pojawieniu się u nas ugrupowań radykalnie muzułmańskich.
- Podkreśla się, że to był czyn samotnego szaleńca. Co z organizacją, do której należał? Są obawy o to, że znajdzie naśladowców?
Nie spodziewałbym się naśladowców politycznych. Może jednak zdarzyć się tak, że znajdą się wariaci chcący powtórzyć jego czyn. Zwłaszcza w krajach tak otwartych i uważanych za bezpieczne jak Norwegia.
Rolf Fiske
Publicysta norweskiego dziennika "Dagbladet"