„Najgorsze wspomnienie to śmierć kolegi”
Polscy żołnierze wyjechali do Afganistanu w ramach międzynarodowej koalicji utworzonej po ataku terrorystycznym na World Trade Center 11 września 2001 roku. Polski kontyngent działał w Afganistanie w latach 2002-2021. W tym czasie w Afganistanie zginęło 43 polskich żołnierzy i 1 pracownik cywilny wojska. Świadkiem śmierci pierwszego polskiego żołnierza w Afganistanie – ppor. Łukasza Kurowskiego był sierż. Szymon Mutwicki.
Nie przegap: Andrzej Duda docenił bohaterów. Polscy żołnierze tryumfują
– Najgorsze wspomnienie to śmierć kolegi – Łukasza Kurowskiego. Niedawno byłem na jego grobie. Gdy jestem blisko, zawsze staram się do niego wstąpić, chociaż na minutę czy dwie. Zbliża się czternasta rocznica. Kiedy stanąłem przy grobie, to uświadomiłem sobie, że to już czternaście lat, a czuję się, jak by to było miesiąc temu – wspomina Mutwicki, który dziś jest członkiem zarządu Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach Poza Granicami Kraju.
Mutwicki pełnił służbę w Afganistanie w 2007 r. 14 sierpnia 2007 roku brał udział w patrolu wojsk polskich i afgańskich. Patrol został ostrzelany, w wyniku czego zginął ppor. Kurowski.
– Dla mnie to był szok. Zawsze mieliśmy to żołnierskie szczęście – w Iraku, Afganistanie. W Afganistanie, jak wyjeżdżaliśmy na patrol, to prawie za każdym razem wpadaliśmy w jakąś zasadzkę, był jakiś ostrzał, ale zawsze mieliśmy to żołnierskie szczęście. Byłem przekonany, że nam się nic nie stanie, że nam się nie może nic stać, dlatego że nie przyjechaliśmy tam zabijać, a im pomóc. Okazało się jednak, że miesiąc przed zjazdem, żołnierskie szczęście nas opuściło – podkreśla weteran.
Nie przegap: Żyje, choć kula o milimetry minęła tętnicę. Niesamowita historia polskiego żołnierza
„To zostaje do końca życia”
Szymon Mutwicki misję w Afganistanie przypłacił zdrowiem. Dziś jego życie wróciło już do normy, ale – jak sam przyznaje – dramatyczne obraz pozostają w pamięci.
– To zostaje do końca życia. Są takie dni, noce, z powracającymi koszmarami o wyjazdach na patrole. Jest już tego trochę mniej, ale to cały czas wraca. U mnie po powrocie stwierdzono Zespół stresu pourazowego. Leczyłem się kilka miesięcy w Klinice Stresu Bojowego w Warszawie przy ul. Szaserów u prof. Stanisława Ilnickiego, który udzielił mi bardzo fachowej pomocy – opowiada nam weteran.
Nie przegap: "Do worka spakowałem co najmniej 15 ciał". Żołnierz opowiada o dramatycznej walce z koronawirusem
Mutwicki zwraca uwagę na ważny problem - jeszcze kilkanaście lat temu przyznanie się do problemów przez żołnierzy było odbierano jako objaw słabości.
– Myślę, że każdy żołnierz, który wraca z misji ma jakieś problemy. Nie wszyscy się do tego przyznają. Nie wiem, jak jest teraz, ale w moich latach 2004-2007, to było jeszcze wstydem się przyznać. W Polsce nikt się nie chciał przyznawać do tego. Ja też dusiłem to w sobie. Pierwsza była próba zapomnienia – napić się, przespać i może przejdzie. Później dopiero poszedłem do psychologa, psychiatry. Ale teraz jest już ok, wróciłem do żywych – wspomina żołnierz.
Dziś funkcjonuje w Polsce Centrum Weterana Działań Poza Granicami Państwa, do którego żołnierze mogą zwrócić się o pomoc. Podobną działalność prowadzi Stowarzyszenie Rannych i Poszkodowanych w Misjach Poza Granicami Kraju.
Nie przegap: Podlascy żołnierze WOT ćwiczyli wspólnie z Amerykanami [ZDJĘCIA]