"Super Express": - Jest pan ekspertem ds. terroryzmu, ale określa się też jako "arabski nacjonalista". Jak mieszkańcy krajów arabskich przyjęli śmierć Osamy bin Ladena? Pamiętam, że ataki al Kaidy na USA przyjmowane były niekiedy entuzjastycznie, a co najmniej ze złośliwą satysfakcją.
Dr Mustafa Alani: - Jesteśmy na zupełnie innym etapie. Powiedziałbym, że wśród ludzi i mediów w krajach arabskich reakcja była zaskakująco chłodna. Wynika to zapewne po części z tego, że bin Laden był ścigany od tak dawna, że jego ujęcie bądź likwidacja były spodziewane. Po 2002 roku został w dużej mierze zneutralizowany. Kilka stanowisk, kilka nagrań emitowanych w mediach. Po drugie, wartość bin Ladena w oczach ludności arabskiej została w znacznej mierze zredukowana przez zamachy...
- Wcześniej za zamachy był raczej doceniany. Pan dwa lata temu zapowiadał jednak, że wkrótce zostanie złapany. Odwiedzając te kraje, podkreślał pan, że nastroje się zmieniają.
- Doceniany był do czasu. W ostatnich latach coraz więcej osób postrzegało go nie jako bojownika ze Stanami, ale jednak jako kryminalistę. Zwróćmy uwagę, że po jego śmierci nie było żadnych demonstracji, protestów, aktów agresji przeciwko USA. Bin Laden przesadził i coraz częściej arabska "ulica" odbierała ataki Al Kaidy bądź organizacji powołujących się na nią jako nieuzasadnione. Coraz wyraźniej docierało do ludzi, że w tych akcjach nie giną już żołnierze, ale zwykli cywile.
- Tak jak wcześniej w World Trade Center czy kilku innych atakach.
- Amerykanie wciąż są niepopularni i to się nie zmieniło. Ale zwykłych Arabów kompletnie zmieniło to, czego byli świadkiem w Iraku bądź w przypadku zamachów w Turcji. Al Kaidzie nie przeszkadzało tam przeprowadzanie zamachów na muzułmanów. Ścinanie głów czy mordowanie zwykłych ludzi wierzących w Allaha, tak jak oni. Tego nie dało się już łatwo uzasadnić popieraniem Ameryki. Gdzie tu niby uzasadnienie tej ich świętej wojny z wrogami Allaha? Powiedziałbym nawet, że o ile zamachy Al Kaidy na armię USA sprzed 11 września cieszyły się popularnością, to już zamordowanie zwykłych ludzi pracujących w biurowcach World Trade Center spowodowało uważniejsze przyglądanie się bin Ladenowi i jego akcjom. Gdybym miał powiedzieć, jaką rolę pełnił w ostatnich latach w oczach arabskiej opinii publicznej, była ona raczej negatywna niż jakakolwiek polityczna.
- W Europie śmierć bin Ladena ocenia się różnie. Jedni twierdzą, że zmieni to niewiele i szybko zostanie zastąpiony przez kogoś innego. Drudzy, że to olbrzymi cios zadany al Kaidzie.
- Nikt nie jest w stanie zastąpić bin Ladena w oczach członków rozmaitych grup terrorystycznych. W tym samej Al Kaidy. Wśród tych osób legenda tego człowieka budowana była przez dziesięciolecia. To nie tylko ataki na World Trade Center czy bazy wojskowe. To także opór przeciwko Sowietom w czasie okupacji Afganistanu. W tej grupie naprawdę trudno wskazać kogoś, kto w tym gronie nosiłby w sobie podobny "potencjał" historyczny czy ideologiczny. Nowy lider będzie miał jednak problemy z wiarygodnością i autorytetem, których w ogóle nie miał bin Laden.
- Taką legendę może go mieć jednak al Kaida jako organizacja.
- Od czasu, kiedy al Kaida przestała liczyć się w Iraku, nie nazwałbym jej już organizacją, ale ideologią. Bin Laden zginął, ale jego ideologia żyje. Ten sposób myślenia jest słabszy niż przed laty, choć wciąż zauważalny w Iraku, Arabii Saudyjskiej bądź Jemenie. Nie ma to jednak już takiej instytucjonalnej formy. Wiele z grup powołujących się na tę ideologię nie ma zresztą żadnych kontaktów z "centralą". Od 2002 roku, kiedy bin Laden był już ściganym numer 1, nawet nie mogła ich mieć. Rekrutują więc członków do jakiejś lokalnej organizacji, dokonują lokalnych zamachów. Nie ma w tym już tego międzynarodowego "sznytu" jak przed laty.
- A Al Kaida? Jaka jest jej pozycja?
- Teraz już nieznaczna. Od 2005 roku nie byli w stanie zrobić nic spektakularnego, choć nieraz się odgrażali. Zwróćmy uwagę, że wielu Irakijczyków na początku witało al Kaidę jako sojusznika w walce z USA. I jak się to skończyło? Po pewnym czasie ci sami Irakijczycy zaczęli zwalczać Al Kaidę! Zdali sobie sprawę z tego, co robi, że ta organizacja rośnie tylko w czasie kryzysu i konfliktu. Żaden pokój i stabilizacja nie są im potrzebne. I praktycznie wypchnęli ją z kraju. I dziś po 10 latach wojny al Kaida ma naprawdę problemy z rekrutowaniem nowych członków, finansowaniem swojej działalności. Wypchnięto ich z wielu krajów. Mają jakieś znaczenie w kilku krajach, jak Jemen, Somalia, Afganistan i w części Pakistanu. Czyli praktycznie tylko tam, gdzie rządy są bardzo słabe.
- Powiedzmy, że al Kaida rzeczywiście traci już znaczenie. Są jednak inne grupy terrorystyczne...
- Są, ale zwróćmy uwagę na rewolucje w północnej Afryce. Konflikt cywilizacji świata zachodniego z muzułmańskim, który wielu wydawał się faktem tuż po atakach z 11 września, dziś nie jest już problemem. Problemem jest wciąż np. konflikt w Palestynie, ale był nim na długo przed bin Ladenem. Na czele protestów w Egipcie, Tunezji czy Libii radykalni muzułmanie są niemal nieobecni. To jest głos ludu i ten lud żąda demokratyzacji czy zmian charakterystycznych dla świeckich państw. Przywódcy grup, o których pan mówi, liczyli zupełnie na coś innego. Czują to świetnie choćby media. Wiele z tych, które można by opisać jako antyamerykańskich, teraz cieszyło się ze śmierci bin Ladena.
Dr Mustafa Alani
Ekspert ds. terroryzmu Gulf Research Centre w Dubaju