"Super Express": - "Komsomolskaja Prawda" wydrukowała wywiad z Jurijem Żukowem. Czytał pan?
Nikita Pietrow: - Nie, ale doskonale znam jego argumentację.
- Co to za postać?
- To stalinista, który nie chce przyjąć powszechnie znanej prawdy o stalinowskich zbrodniach. Wyróżnił się tym, że napisał książkę "Inny Stalin", która zawiera różnego rodzaju niedorzeczności. Niemniej uważa się za historyka. Pracuje na uczelni. Ma nawet tytuł doktora, który zdobył jeszcze w czasach ZSRR. W ostatnim czasie publikował tak zatrważające z punktu widzenia nauki rzeczy, że całkowicie stracił prawo określania się jako uczony.
- Ale z przekonaniem trzyma się swoich poglądów...
- Najpewniej naopowiadał, że najważniejsze dokumenty dotyczące odpowiedzialności za zbrodnię katyńską to fałszywki. Zgadza się?
- Zgadza się.
- Takie bzdury często powtarza.
- Jak pana zdaniem oceniać tę publikację na niedługo przed kolejną rocznicą Katynia?
- Z jednej strony można to uznać za dowód, że cenzury w Rosji nie ma i państwo nie dyktuje gazetom, co mają drukować. Oczywiście wiemy, że państwo przymyka na to oko, bo jeśli pojawiłby się artykuł uderzający w Putina lub Miedwiediewa, to byłoby krucho. Z drugiej strony takie publikacje będą się jeszcze pewnie pojawiać, gdyż w rosyjskim społeczeństwie są pewne kręgi, które nie rozliczyły się z przeszłością i niczego się nie nauczyły. To demagodzy, którzy chcą dać o sobie znać i twierdzą uparcie, że obecna polityka Kremla to haniebne ustępstwo na rzecz Zachodu. Słowem, radzieccy tradycjonaliści z imperialistycznymi inklinacjami.
- Uważa się w Polsce, że "Komsomolskaja Prawda" mówi głosem władz, a w szczególności Putina. To prawda?
- Oficjalnie Władimir Putin uznaje odpowiedzialność Stalina i NKWD za zbrodnię katyńską. Natomiast dla celów wewnętrznych sprawia wrażenie, że nie wszystko jest tak oczywiste. Niemniej jednak nie wydaje mi się, żeby ta publikacja pojawiła się na polecenie Kremla. Ta skandaliczna sprawa to raczej inicjatywa samego Żukowa. Takim ludziom jak on naprawdę trudno zamknąć usta.
- Czyli to nie głos władz?
- Nie i myślę, że przejdzie on niezauważony przez władzę. Od dwóch lat mamy w Rosji komisję do walki z falsyfikacją historii, która działa przy prezydencie. Komisja, jeśliby chciała, powinna się wywiadem Żukowa zainteresować i zapytać, gdzie on pracuje i czemu nadal ma tytuł doktora nauk historycznych.
- 11 kwietnia prezydenci Polski i Rosji spotkają się w Katyniu. W Polsce pojawiają się głosy, że takie publikacje i niedokończona sprawa zbrodni katyńskiej sprawiają, że Komorowski nie powinien się obściskiwać z Miedwiediewem nad grobami polskich oficerów. Powinien?
- Po deklaracjach Putina, Miedwiediewa i Dumy Państwowej sprawa odpowiedzialności za Katyń jest jednoznaczna. W politycznym znaczeniu niewiele już da się zrobić. Oczywiście pozostaje jeszcze kwestia prawnego uregulowania zbrodni katyńskiej, ale głównie dlatego, że nie odtajniono jeszcze wszystkich akt sprawy. Liczę, że to spotkanie pozwoli zmienić tę sytuację.
- Tego samego dnia Miedwiediew przybędzie na miejsce katastrofy samolotu z prezydentem RP w Smoleńsku, mimo że Rosjanie mnożą problemy w śledztwie, a zdaniem niektórych nawet dokonali zamachu.
- Wydaje mi się, że gdyby nie zeszłoroczna tragedia, nie byłoby dziś wizyty w Katyniu na tak wysokim szczeblu. Z drugiej strony, śmierć tylu osób, w tym prezydenta Polski, to ogromna tragedia zarówno w sensie ludzkim, jak i politycznym. W każdym razie wizyta Miedwiediewa jest symbolicznym gestem nie tylko wobec ofiar stalinowskich zbrodni, ale także ofiar katastrofy smoleńskiej.
Nikita Pietrow
Pracownik naukowy Stowarzyszenia Memoriał