Nikita Pietrow: 17 września w duchu Putina

2011-09-19 18:41

"Super Express": - Czy data 17 września 1939 to czarna dziura w świadomości historycznej Rosjan? Nikita Pietrow: - Bynajmniej. Już za czasów ZSRR kojarzona była z tzw. marszem wyzwoleńczym Armii Czerwonej, która według ówczesnej propagandy przyniosła wolność ludności słowiańskiej na Ukrainie i Białorusi.

- Dzisiejsza Rosja wraz z przejęciem dziedzictwa ZSRR utrzymała taką interpretację wydarzeń?

- Nie do końca. To zaczęło się zmieniać w czasach pieriestrojki. Historycy i opinia publiczna zaczęli poznawać kolejne fakty i dokumenty, zadające kłam sowieckiej propagandzie. Nagle zaczęło do nas, Rosjan, docierać, że II wojna wcale nie zaczęła się 22 czerwca 1941 roku wraz z napaścią Niemiec na ZSRR. Choć wmawiano nam to przez lata.

- Odbiór 17 września się zmienił?

- Rodziła się taka świadomość, że tego dnia ZSRR nie przyszedł jako wyzwoliciel, ale agresor, który wraz z III Rzeszą napadł na Polskę. Potwierdzeniem było ujawnienie tajnych protokołów paktu Ribbentrop-Mołotow.

- Wyobrażam sobie, że ta świadomość nie wszędzie urodziła się do końca...

- Zdecydowanie nie. Niewiele osób chciało przyznać, jaką rolę odegrała Armia Czerwona we wrześniu 1939 roku. Do dziś dla pogrobowców ZSRR wrześniowy udział w wojnie rozpętanej przez Hitlera był "nieunikniony i zasadniczy dla bezpieczeństwa kraju". "Przecież to była wojna obronna przed napaścią wojsk niemieckich" - argumentują. W ogóle w dzisiejszej Rosji można zaobserwować powrót stalinowskiej terminologii, dotyczącej tych wydarzeń. Zresztą wokół 17 września toczy się u nas dyskusja historyczna.

- Wokół jakich spraw się toczy? Nadal wokół daty rozpoczęcia II wojny światowej?

- Nie. Data 1 września nie budzi już większych kontrowersji. M.in. dzięki temu premier Putin mógł sobie wreszcie pozwolić na przyjazd do Polski podczas obchodów 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej. Dyskusja toczy się wokół tego, kto bardziej przyczynił się do najazdu Armii Czerwonej na Polskę: Polacy czy Rosjanie? Dlatego nie ma takiej możliwości, by ktoś z Kremla pozwolił sobie na przyjazd do Polski 17 września. To byłoby opowiedzenie się po jednej ze stron sporu. Zbyt postępowej, która budzi najwięcej kontrowersji.

- Czego mogą się o 17 września dowiedzieć w Rosji uczniowie, w szkole i z podręczników?

- Nazwałbym to interpretacją w "duchu Putina". Zasadza się ona na tym, że stara się on znaleźć złoty środek między tradycją komunistycznej propagandy a ustaleniami historyków wolnych od naleciałości ideologicznych. Nie podważa się już faktu wkroczenia wojsk sowieckich do Polski w roli okupanta. Ale tłumaczy się to ówczesnymi uwarunkowaniami, w tym wcześniejszymi grzechami strony polskiej. Jak choćby zajęcie Zaolzia w 1938 roku, przy wsparciu hitlerowskich Niemiec. Nie jest to więc potępienie ataku 17 września na Polskę, ale próba nieustannego poszukiwania usprawiedliwień dla swoich działań. Oczywiście dla historyka nie ma żadnego wytłumaczenia dla tej nieuzasadnionej agresji. Władze rosyjskie nie przyjmują tego jednak do wiadomości.

Nikita Pietrow

Historyk, wiceprzewodniczący "Memoriału"