W 1995 roku wybory prezydenckie stanęły głównie pod znakiem zażartej rywalizacji pomiędzy Lechem Wałęsą i Aleksandrem Kwaśniewskim. Ostatecznie minimalnie lepszy w drugiej turze okazał się kandydat SLD. Wtedy Jarosław Kaczyński polityczne nadzieje pokładał wtedy w Adamie Strzemboszu, który teraz ostro krytykuje PiS i prezesa tej partii. - W '95 roku nieomal mnie zmuszał, żebym się zgodził na kandydowanie na prezydenta i zorganizował pięć partii oprócz PC (ówczesna partia Kaczyńskiego - red.), które mnie popierały. Ostatecznie się zgodziłem po trzech tygodniach pertraktacji - wspominał Strzembosz w TVN24. - Kiedy już kandydowałem, on został szefem sztabu. Ale to było dla niego za mało, bo chciał cały sztab. Ja się na to nie zgodziłem, bo uważałem, że każda partia musi mieć w sztabie swoich ludzi. Doszło do konfliktu i Jarosław Kaczyński wycofał swoje poparcie, a ja wycofałem się z kandydowania - dodał Pierwszy prezes Sądu Najwyższego w latach 1990-1998.
ZOBACZ TAKŻE: Kaczyński wali z armaty. Mówi o zlikwidowaniu narodu polskiego!
Zdaniem Strzembosza Kaczyński uważał wtedy, że prawnik nie wygra, ale "powstanie cały szereg komitetów poparcia Adama Strzembosza, które PC przejmie do swojego (...) użytkowania". I dlatego chciał mieć cały sztab w ręku, żeby te komitety były jego, a nie, powiedzmy, Halla czy Ujazdowskiego, Balazsa czy kogokolwiek innego - tłumaczył Adam Strzembosz.