Maciej  Pawlicki

i

Autor: archiwum se.pl Maciej Pawlicki

Maciej Pawlicki: Niemcy zabijali z przykrością?

"Super Express": - Wraca temat niemieckiego serialu telewizji ZDF "Nasze matki, nasi ojcowie". Ten serial to policzek dla Polaków?

Maciej Pawlicki: - Kłopotem jest dla mnie, że w ogóle można w to wątpić, stawiając to w formie pytania. To, że my się nad tym zastanawiamy, jest dowodem pewnej zmiany, jakiegoś prania mózgów, jakie nam zafundowano pedagogiką wstydu przez ostatnie kilkanaście lat. To jest oczywisty policzek i to bardzo świadomie wymierzony. Bo jak to odbierać, skoro kwestionuje się Armię Krajową, która jest mitem założycielskim wolnej Polski. Jeśli okazuje się, że AK to wyłącznie antysemici, to znaczy że podważa się podstawowe poczucie tożsamości narodowej. To już kolejny etap antypolskiej nagonki. Każdy może robić filmy, jakie chce, ale kluczowa jest teraz reakcja Polski.

- Serial zafałszowuje historię tylko w aspekcie polskim czy również w innych?

- Niemcy są w nim biednymi, zewsząd ostrzeliwanymi i prześladowanymi wielbicielami Żydów, którzy lubią z nimi tańczyć, współczują im i starają się ich ocalić. A jak już kogoś zabijają, to z wielką przykrością lub w jakimś amoku, ekstremalnym stanie ducha, bardzo cierpiąc. A Niemcy sami Hitlera wybrali, napadli na Polskę i inne kraje, dokonali straszliwych zbrodni i dewastacji. Owszem, zdarzały się jednostki, które miały rozterki, ale całkowite odwrócenie tego to straszna bezczelność.

- Coś powinno się w Polsce wydarzyć w związku z tym serialem?

- Powinniśmy być na to przygotowani, widząc, w jaką stronę zmierza niemiecka polityka historyczna. Po to mamy państwo polskie, by broniło polskiej racji stanu, pamięci historycznej, pamięci ofiar. Polskie instytucje powinny zdecydowanie zareagować, składając protesty i zakładając procesy. Oddzielnym zadaniem, być może ważniejszym, jest opowiadanie polskiej historii światu takim językiem, jaki do tego świata dotrze. Z bliska przyglądam się, jak trudno jest pozyskać dziś jakiekolwiek środki na produkcje o trudnych relacjach Polaków z sąsiadami.

- Nawet niemieccy historycy przyznają, że serial może być obraźliwy dla Polaków. Ale czy przynosi on coś pozytywnego? Cokolwiek?

- Może jest tam coś pozytywnego, to ponad trzy godziny serialu. Ale na pewno nie jest to dobra produkcja również z punktu widzenia telewizyjnej roboty. Film jest ciężki do oglądania.

- Dlaczego?

- Np. scena ataku partyzantów na pociąg jest wręcz zawstydzająco źle zrobiona pod względem filmowym. Jest bardzo niechlujna. Polski oficer nigdy nie powiedziałby: "Strzelać!" albo "Stop!". Zgadzam się z Piotrem Semką, że Polacy w tym serialu pokazani są jak podludzie, jak jakaś wschodnia, azjatycka dzicz. Natomiast piękna, pięknie ufryzowana oficer armii radzieckiej broni kobiety niemieckiej przed gwałtem przez radzieckich żołnierzy. To niesprawiedliwe wobec tysięcy kobiet, które zostały zgwałcone podczas wojny, zarówno Niemek, jak i Polek. Jeśli mielibyśmy dopatrywać się czegoś pozytywnego, to trzeba byłoby chyba powiedzieć, że zobaczyliśmy z bardzo bliska, co o nas światu Niemcy opowiadają.

- Może więc debata w Polsce i w Niemczech też przyniesie coś dobrego?

- Na pewno musimy coś zrobić, bo za parę lat będziemy się zastanawiać nad tym, czy był w ogóle jakiś polski ruch oporu. Jakiś niemiecki dziennikarz zacznie się dziwić: "Polski ruch oporu? We Francji to tak, ale w Polsce?". W dzisiejszych czasach ludzie nie czytają książek historycznych, historia w szkołach jest mocno ograniczona, dlatego skrótowy obraz filmowy ma ogromną siłę przekazu i na zawsze wbija się w głowę. Ten serial to przypadek bardzo świadomego fałszowania historii. Konsultant historyczny, który tu pracował, jest albo skandalicznym ignorantem, albo zwykłym kłamcą.