Wiktor Świetlik w swym felietonie “Czas odwołać lekcję niemieckiego” na łamach „Super Expressu”, pochyla się nad kwestią relacji polsko-niemieckich. Publicysta wychodzi od słów niemieckiego polityka Michaela Kretschmera, które dla wielu mogą być szokujące. Do takich słów, które płynęłyby do nas zza Odry bowiem nie przywykliśmy. Zgadzacie się z Wiktorem Świetlikiem? Dajcie znać w komentarzu!
Czas odwołać lekcję niemieckiego
Michael Kretschmer, premier niemieckiej Saksonii i znany działacz CDU, stwierdził, że Niemcy powinny przestać próbować wychowywać Polskę i Węgry. Oczywiście miał na myśli postawę niemieckich mediów i elit wobec naszych polskich awantur i nieustanne wtrącanie się w politykę wewnętrzną, ale refleksja tego skądinąd bardzo inteligentnego polityka może mieć dużo szersze tło.
Szkoda, że Saksończycy dopiero do tego doszli, bo uniknęlibyśmy wielu kłopotów, z których pierwszy znany nastąpił już w rok po chrzcie Polski i kosztował życie zarówno brata Mieszka I, jak i jednego z poprzedników pana Kretschmera, niejakiego grafa Wichmana. Potem bywało lepiej, ale często też gorzej. Tysiąc lat wzajemnego mordowania, trucia, intryg dynastycznych, fałszowanych spadków, korupcji i Drang nach Osten, a efekt jest taki, że granica między Polską a Niemcami, szczególnie Saksonią, ma znowu dość podobny przebieg. Wszystko to podlewane było sosem poczucia wyższości, które niemieckie elity miały wobec dzikiej Polski i zdaje się wciąż mają, na co słusznie zwrócił uwagę premier sąsiadującego z nami Landu.
Warto zarówno im, jak i naszym z kolei edukatorom wynoszącym się ponad ludy na Wschodzie przypomnieć, że ten tysiąc lat temu najpotężniejszym, najbogatszym i najpiękniejszym miastem w naszej części Europy nie była ani żadna saksońska Miśnia ani Poznań, a Kijów. Tamtejszy władca Włodzimierz Wielki, kiedy szukał dla siebie religii, wysłał posłańców na zachód Europy. Była tam taka dzicz i bieda, że niefortunnie Rusini (bo nie byli to przecież żadni Ukraińcy) przyjęli religię od Bizancjum, co w przyszłości było źródłem wielu problemów.
Wracając do dzisiaj. Dość charakterystyczne, że dziś przedstawiciele krajów, w których religią obowiązującą stają się pozorne równość i tolerancja, narody żyjące inaczej niż oni, posiadające inne zwyczaje, wartości i kulturę traktują jak niebezpiecznych gamoni, których trzeba nieustannie pilnować i pouczać. Tym bardziej fakt, że pojmuje to lider sąsiadującego z nami, ważnego terytorium, jest budujący.
Tak więc, drodzy Niemcy, Holendrzy, Belgowie i wynarodowieni obywatele administracji europejskiej, przestańcie nas pouczać. A my w zamian, nie będziemy pouczać was. Przynajmniej w swoim imieniu mogę obiecać. W ogóle mi na tym nie zależy.