Nie wyjdziemy z Afganistanu

2009-11-19 7:49

Szef MON Bogdan Klich odnosi się do zarzutów Romualda Szeremietiewa, mówi o profesjonalizacji i wzmocnieniu polskiej armii, betonie w MON i misji afgańskiej

"Super Express": - Miał pan być jednym z pierwszych ministrów do wymiany w rządzie. Sypnęło dymisjami, a Bogdan Klich pozostał. Dzięki silnej pozycji czy może dlatego, że sytuacja w MON jest tak zła i nie ma innych chętnych na to stanowisko?

Bogdan Klich: - Chętnie poznałbym polityków, którzy snuli takie spekulacje. Żaden nie zdecydował się bowiem odsłonić przyłbicy. W sprawach publicznych powinno się zabierać głos otwarcie, a nie szeptać dziennikarzom po kątach. Robię swoje i nie mam czasu na rozmyślania, jak długo będę ministrem. Chcę do końca zrealizować program profesjonalizacji armii. I mam satysfakcję, że w tej dziedzinie, jak i zmianach strukturalnych oraz modernizacji technicznej reforma została uruchomiona i nie da się jej cofnąć.

- Nie miał pan wątpliwości, rezygnując z poborowych? Polacy nie powinni być przeszkoleni na wypadek wybuchu wojny?

- Zdecydowana większość obywateli poparła decyzję o zniesieniu przymusowego poboru. Społeczeństwo uznało, że armia zawodowa lepiej odpowiada wyzwaniom stojącym przed współczesnymi siłami zbrojnymi. I to jest dla mnie najlepsze potwierdzenie, że decyzja była słuszna. O uzawodowieniu mówiło wiele poprzednich rządów, ale żaden nie zdecydował się na domknięcie procesu do końca.

- W kwestii przywrócenia kary śmierci PO nie powoływałaby się tak chętnie na osąd większości. W przypadku zawodowej armii eksperci wskazują, że kierunek jest dobry, ale wykonanie już nie. Pospieszne, przy braku środków, armia jest za mała…

- Uzawodowienie jest tylko częścią profesjonalizacji. Żołnierz profesjonalny to żołnierz lepiej wyposażony, wyszkolony i mobilny. Ten proces jest obliczony nie na dwa, ale wiele lat. Jeszcze w tym roku parlament uchwali ustawę o zakwaterowaniu, dokonamy też naboru kilkuset ochotników do armii. W przyszłym roku dojdzie nowa formacja Narodowych Sił Rezerwowych. Dopiero wszystkie puzzle złożone razem pozwolą ocenić realizację tego projektu.

- Na naszych łamach Romuald Szeremietiew stwierdził, że 120-tysięczna armia nie wypełni konstytucyjnego obowiązku obrony RP. A na większą nas nie stać.

- Jedni twierdzą, że armia powinna być większa, a inni, że 120 tys. to za dużo. Z naszych analiz i oceny zagrożeń wynika, że to właściwa liczba. Polska, jako kraj brzegowy NATO i UE, nie może sobie pozwolić na mniejszą armię. Ale jako kraj coraz bardziej nowoczesny nie musi też mieć większej. 120 tys. żołnierzy zawodowych to przecież znacznie większa wartość bojowa niż 130-tysięczna armia oparta na poborze. A taką zastałem przychodząc do MON.

- Czy kryzys to dobry czas na takie zmiany? Bez pieniędzy można robić reformy na pół gwizdka. Pan sam groził dymisją, jeżeli cięcia będą zbyt głębokie.

- To był trudny rok dla MON. Musieliśmy dokonać radykalnego przeglądu naszych wydatków i zrezygnować z wielu planów - większej liczby śmigłowców czy głębszej modernizacji marynarki. Ale ten wewnętrzny audyt, pierwszy w dziejach polskiej armii, pokazał, że można postępować racjonalniej. Zaplanowałem zakupy do końca 2018 r. na twardych, rzetelnych podstawach. Kryzys zmniejszył skalę ambicji, ale usprawnił wydatki. Na zakup sprzętu w przyszłym roku przeznaczymy nawet więcej pieniędzy niż w obecnym.

- Z MON wycofało się PSL. To dość niecodzienna sytuacja. Jednym z powodów miał być brak możliwości modernizacji armii po cięciach budżetowych.

- Nie wiem, jaki był powód nieobsadzenia przez PSL stanowiska wiceministra ds. uzbrojenia i modernizacji technicznej. Decyzja PSL pozwoliła mi jednak zaproponować premierowi mecenasa Marcina Idzika. Kandydata bardzo profesjonalnego, znającego MON od podszewki, który pełnił kilka istotnych funkcji, obejmujących zarówno zakupy uzbrojenia, jak i walkę z korupcją.

- Mówi to pan tak, jakby odejście PSL wzmocniło MON i sprawiło panu ulgę.

- To już pan powiedział.

- Wracając do stanu armii - pojawiły się zarzuty, że polscy żołnierze w Afganistanie nie są wystarczająco dobrze przygotowani do tej misji.

- Przygotowania każdej zmiany trwają rok. Nie oszczędzamy na tym. Po tym, jak Ministerstwo Środowiska odmówiło zgody na trening pilotów w naszych górach, zdecydowaliśmy się na bardzo kosztowne szkolenia za granicą.

- Zarzuty dotyczyły raczej braku właściwego sprzętu i uzbrojenia.

- Ależ wielu żołnierzy z innych kontyngentów zazdrości naszym uzbrojenia! Ich dowódcy są nawet zaskoczeni, powiedzieli to byłemu szefowi polskich sił płk. Andrzejczakowi. Proces intensywnego dozbrajania zaczęliśmy latem zeszłego roku. Pozwolił dwukrotnie zwiększyć liczbę pojazdów opancerzonych Rosomak. Polscy żołnierze otrzymali wiele wzmocnionych pojazdów Cougar, noktowizorów, celowników holograficznych i innych elementów. Od przyszłego roku nasi żołnierze będą dysponować np. bezzałogowymi samolotami rozpoznawczymi. Takimi jak dysponują Amerykanie.

- Skoro jest tak dobrze, to skąd protesty, krytyka czy wystąpienie generała Skrzypczaka? Wojskowi tej rangi nie decydują się na podobne gesty bez powodu.

- Sprawa gen. Skrzypczaka jest już na szczęście za nami. Ona miała swoje drugie i trzecie dno, o czym nie chcę dziś mówić. Może kiedyś napiszę o tym w pamiętnikach.

- Sytuację w MON krytykowało więcej osób. Mówiono, że rządzi tam wojskowy beton, że na 12 pańskich nominacji zaledwie dwóch generałów miało doświadczenie bojowe.

- Decyzje o nominacjach generalskich podejmuje prezydent.

- Ale to pan wysuwa kandydatury.

- Oczywiście, ale praktyka pokazuje, że prezydent dokładnie weryfikuje te propozycje i ich życiorysy. I nie zauważyłem, by mieli niewielkie doświadczenie liniowe. Większość łączyła je nawet z doświadczeniem sztabowym. Zasadą mojej polityki kadrowej jest uzupełnianie tych kompetencji. Ludzi ze sztabu staram się więc wyznaczać na stanowiska liniowe i odwrotnie, aby ułatwić im karierę zawodową w przyszłości.

- Czy MON myślało już o wycofaniu polskich wojsk z Afganistanu?

- Przygotowaliśmy projekt dalszego zaangażowania w Afganistanie. I ma on zwiększyć skuteczność naszego kontyngentu. Oczywiście są tam warunki, które muszą być spełnione, byśmy mogli wycofać się z tego kraju. Mówienie o datach byłoby jednak błędem w sztuce wojskowej, wodą na młyn naszych przeciwników w prowincji Ghazni. Oni marzą właśnie o wycofaniu polskiej armii, by móc wykazać swoją skuteczność. Ogłaszanie daty wyjścia z Afganistanu byłoby sukcesem talibów i przegraną naszego kraju.

Bogdan Klich

Minister obrony narodowej, polityk PO, lekarz psychiatra, historyk i politolog