Nie wiem, jak nasza opcja przeżyła lata 90.

2009-12-16 3:00

W debacie "SE" o 20 latach mediów dziś Piotr Semka

"Super Express": - 20 lat wolnej Polski to też 20 lat wolnych mediów.

Piotr Semka: - Patrzę na ten okres z perspektywy walki o pluralizm idei. Myślenie konserwatywne i antykomunistyczne zawsze musiało ciężko walczyć o pozycję na rynku mediów. A nawet o prawo do istnienia. Powodów było wiele. Na początku lat 90. trudno było rywalizować z monopolem "Gazety Wyborczej". Monopolem, który na lata ukształtował główny nurt polskiego dziennikarstwa. Była to jedyna gazeta, na której czele stał faktyczny polityk, przybierający tylko rolę dziennikarza. Michnik dość szybko zorientował się, że w tej roli jego wpływ na kształtowanie rzeczywistości może być dużo większy niż w Sejmie.

- Często słyszy się zarzut o monopolu "GW", ale rzadziej uzasadnienie, z czego miałby wynikać.

- W dużej mierze powodem było pojawienie się "Gazety" jako pierwszej. Zgromadziła dzięki temu olbrzymi kapitał zaufania, jakim darzono cały ruch Solidarności. Oczywiście równolegle ludzie tworzący to medium potrafili doskonale tę rolę wykorzystać. Kształt medialnego rynku w Polsce był jednak od początku skażony polityką. Polityczne decyzje i znajomości decydowały np. o Radiu Zet i RMF. Stacje te nadawały bez koncesji, ale były tolerowane przez władze. Kiedy starali się pójść w ich ślady inni, w tym kluczowym momencie kształtowania się rynku medialnego, okazywało się to niemożliwe.

- Ale opozycja to też ludzie o poglądach prawicowych. Mimo to nie stworzyli podobnego tytułu.

- Rzeczywiście, prawica nie miała do tego szczęścia. Jedyna gazeta, która mogła być alternatywą dla "Wyborczej", czyli "Życie Warszawy" (później "Życie"), miała nieszczęście być kierowana przez Tomasza Wołka. Człowieka, który śmiertelnie obawiał się rywalizacji ideowej z Agorą - choć musiał ją w pewnym stopniu zaakceptować jako wynik nacisku własnej gazety. I jeżeli oba "Życia" miały jakiś pozytywny wpływ na pluralizm w mediach, była to zasługa wysiłku włożonego w nie przez młodych dziennikarzy.

- Prawicowych dziennikarzy jest na rynku całkiem wielu.

- Gdy nie dostajemy czegoś na talerzu i musimy o to walczyć, hartuje to charaktery i kreuje osobowości. I wiele takich osobowości pojawiło się w życiu publicznym. Drugim ważnym elementem było na pewno tzw. pokolenie "pampersów" za czasów Wiesława Walendziaka w TVP, które następnie stworzyło Radio Plus. To wszystko były etapy tworzenia alternatywy wobec "Wyborczej", "Polityki" i innych tytułów, które mówiły jednym głosem.

- Pojawia się zarzut, że prawicowi publicyści byli ideowcami tylko w pewnej niszy, a kiedy pojawiała się możliwość wejścia na rynek bądź skoku na kasę, robili to samo, co ludzie przez nich krytykowani...

- To jest tak, jak z narzekaniem na polską prawicę. Ideowy i godny naśladowania ma być Aleksander Hall, polityk, który w kolejnych partiach niczego nie osiągnął. Kiedy dziennikarze działają jako nisza, prezentuje się ich jako groźnych fanatyków. Kiedy starają się dostosować do wymagań rynku, wytyka się ich palcami jako koniunkturalistów.

- Co jakiś czas wracały jednak zarzuty o zawłaszczanie mediów przez tę czy inną grupę. Także przez prawicę, choćby w TVP.

- To jakieś kpiny. Ludzie o poglądach prawicowych często są stygmatyzowani przez swoich oponentów. I mówi się o nich jako o "utożsamianych z PiS". Ale Jacek Żakowski nigdy nie był "utożsamiany z SLD" albo "utożsamiany z PO". I kiedy Tomasz Lis niemal na kolanach robi wywiady z premierem Tuskiem, wszystko jest w porządku.

- Środowisko uważa jego zachowania za modelowe. Właśnie przyznano mu tytuł Dziennikarza Roku.

- Nagradzanie go trzecim Grand Pressem to jakaś groteska. Ale nie skupiałbym się tu na Lisie. Medialny mainstream w Polsce jest jednak lewicowo-liberalny i bardzo często stanowi kółko wzajemnej adoracji. Zdarzy się jakiś rodzynek, ale generalnie środowisko to nie zgadza się na nikogo spoza kręgu. Tak było, kiedy przed rokiem tę samą nagrodę dostał Bogdan Rymanowski i został wściekle zaatakowany.

- W naszej debacie pojawiła się opinia, że na początku lat 90. dominowało u nas dziennikarstwo ideowe, a dziś mamy tylko grę polityczno-biznesowych interesów.

- Nie zgadzam się. Na początku lat 90. dominowała opcja "okrągłostołowa". W kilku miejscach uwłaszczono redakcje, stawiając na czele jakiegoś mniej kontrowersyjnego człowieka z dawnego systemu. I ci ludzie ukierunkowali się na mainstream między Unią Wolności a SLD. Możliwości ideowego dziennikarstwa w mediach dla ludzi o poglądach prawicowych były niemal zerowe. Od początku zepchnięto nas do roli getta oszołomów. Potrzebny był naprawdę duży wysiłek, by z niego wyjść. A mimo to nasze prawo do istnienia jest wciąż kwestionowane. My uważamy naszych oponentów za kolegów o innych poglądach, a oni atakują nas jako wrogów i marionetki polityków. To nieuczciwe. Te ataki spowodowały, że z dziennikarstwa odeszło wielu utalentowanych ludzi: Jacek Łęski, Wiesław Walendziak, Jacek Kurski. Poszli do innych profesji albo w politykę.

- Dziś mamy jednak dużo większy pluralizm niż przed aferą Rywina.

- Ten pluralizm nie jest aż tak duży, jak się wydaje. Oczywiście, wśród ślepców jednooki jest królem. Ale mamy gazety takie, jak "Rzeczpospolita" czy "Polska", w których prezentuje się na łamach rozmaite poglądy. I mamy media, w których nie ma żadnej dyskusji, ale są prowadzone kampanie polityczne, często w histerycznym tonie. Które nie chcą informować, ale zmieniać i kształtować rzeczywistość.

- Z pewnym opóźnieniem pojawiły się też w Polsce tabloidy. Na Zachodzie stały element rynku, u nas wzbudzają dość skrajne reakcje.

- Macie swoje grzechy, ale odgrywacie też pozytywną rolę, ujawniając rzeczy, na które nie zdecydowaliby się inni. Ale i tak żaden z tak chętnie atakowanych tabloidów nie ma za sobą udziału w rzeczach tak ponurych i smutnych, jak niszczenie przez "Wyborczą" rodziny marszałka Kerna czy sprawa aborcji Agaty z Lublina. Warto o tym pamiętać, gdy przykleja się rozmaite łatki.

Piotr Semka

Dziennikarz prawicowy, dziś publicysta "Rzeczpospolitej"

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki