Kiedy to piszę na Białorusi za więźniów politycznych uznano 426 Białorusinek i Białorusinów – działaczy politycznych, aktywistów, dziennikarzy, blogerów, a także zwykłych ludzi. Przetrzymywani są w aresztach, więzieniach i koloniach karnych tylko dlatego, że wyrazili swoje zdanie na temat tego, co sądzą o sytuacji na Białorusi. Ta liczba będzie jednak lawinowo rosła. Jak informują działacze praw człowieka z Białorusi, obecnie tylko z paragrafu o ekstremizmie sądzonych jest kilka tysięcy osób. Do tego dochodzą kolejne tysiące spraw karnych, prowadzonych przeciwko aktywnym politycznie Białorusinom z wielu innych paragrafów, choć nadal za poglądy polityczne. Kolejne osoby skazywane są wieloletnie kary pozbawienia wolności, wielu grozi nawet kara śmierci (Białoruś jest jedynym krajem Europy, który nadal ją wykonuje).
Dotychczasowe polityczne represje reżimu Łukaszenki wskazują, że więźniowie polityczni wychodzą z więzień po około trzech latach. Większość więc zapewne nie odsiedzi absurdalnie długich wyroków, ale piekło, które ich spotka w więzieniach jest znacznie gorsze niż wieloletnie odosobnienie. Od sierpnia reżim z nieprawomyślnymi obywatelami walczy torturami, głodzeniem, gwałtami i nieznaną od czasów stalinowskich przemocą. Tydzień temu w kolonii o zaostrzonym rygorze w Szkłowie zmarł Witold Aszurok. Oficjalnie na serce, ale rodzina zmarłego informowała o tym, że głowa zmarłego była obwiązana bandażami, więc wygląda na to, że przyczyny jego śmierci są zgoła inne.
Czemu Łukaszenka to robi? Ze zwykłego strachu. Morze terroru to nie wyraz jego siły, ale słabości. Słabości polityka, która stracił jakiekolwiek poparcie społeczne i przyciśnięty do ściany jedyny sposób na utrzymać władzy znalazł w znęcaniu się nad ludźmi i przemocą chce wybijać ludziom z głowy jakikolwiek bunt. Gotowy jest stworzyć na Białorusi jeden wielki obóz koncentracyjny, byle tylko panem i władcą kraju. Niestety, całkiem nieźle mu to idzie.