"Super Express": - Jedną z obaw Polaków związanych z napływem uchodźców do Europy jest to, że wraz z nimi napłyną terroryści i bojownicy Państwa Islamskiego oraz innych grup fundamentalistycznych. To realne zagrożenie?
Andrzej Mroczek: - Nie tworzyłbym psychozy strachu związanej problemem uchodźców. Na pewno wśród nich są osoby, które wykorzystały tę sytuację do przeniknięcia do Europy, ale nie możemy generalizować, że wszyscy uchodźcy są ekspozyturą organizacji fundamentalistycznych i terrorystycznych. Cierpią bowiem ludzie, którzy faktycznie potrzebują pomocy. Wiadomo, że w każdej społeczności - niezależnie od kultury czy religii - znajdują się osoby, które mają poglądy ekstremistyczne i działają w różnych organizacjach terrorystycznych o różnym zabarwieniu. To zawsze jest znikomy procent społeczeństwa, który stanowi jakieś zagrożenie.
- Strach ma wielkie oczy?
- Nie można jednoznacznie stwierdzić, że za sprawą uchodźców zwiększy się prawdopodobieństwo aktów terrorystycznych. Bardziej skłaniałbym się ku temu, że wśród tych uchodźców znajdują się osoby, które mają powiązania z półświatkiem i mogą próbować organizować grupy przestępcze na terenie Europy. Ten element przestępczy uważam za większa zagrożenie niż to stricte terrorystyczne.
- W ogóle niebezpieczna tułaczka z uchodźcami przez morze i kolejne granice to sposób eksportu terroryzmu z Bliskiego Wschodu? Czy ewentualni terroryści nie wybierają innego sposobu przedostania się do Europy?
- Oczywiście, masowy pochód do Europy stwarza możliwości swobodniejszego przedostania się na nasz kontynent niż drogi oficjalne. Osoby, które dostały zadanie przeniknięcia na teren Unii Europejskiej, na pewno nie trzymają się tak ściśle dużych grup uchodźców. Łatwiej je bowiem monitorować. Z tych grup poprzez weryfikację służb można potencjalnych terrorystów wyłuskać. Takie osoby odłączają się raczej od tych grup i przemierzają Europę w pojedynkę lub parami.
- Nie jest też tak, że do ewentualnych aktów terroru takie Państwo Islamskie rekrutuje raczej muzułmańskich obywateli państw zachodnich? Po co bowiem ich przerzucać z Bliskiego Wschodu, skoro polityka wielu krajów stworzyła żyzną glebę dla fundamentalizmu drugiego-trzeciego pokolenia ludzi z krajów muzułmańskich?
- Owszem, ale musimy na problem spojrzeć z punktu widzenia strategii Państwa Islamskiego. Nie jest bowiem tak, że jej nie posiada i działa tylko doraźnie. Polega ona na tym, żeby niszczyć Europę od środka. Nie tylko aktami terroru, ale także szerzeniem ideologii, budowaniem zaplecza, werbowaniem zwolenników, zbieraniem środków finansowych. Główny zamiar nie musi być więc taki, żeby zamachy przeprowadzać już teraz, bo do tego wykorzystaliby raczej komórki istniejące już w Europie. Chodzi o budowanie struktury i sieci powiązań, która może zostać wykorzystana później. Dopiero po latach będziemy mogli ocenić, jak służby sobie z tym problemem poradziły, bo teraz najważniejsze jest działanie służb, które muszą zweryfikować napływających tu ludzi i odsiać potencjalnie niebezpieczne osoby. Muszą też prowadzić działalność monitorującą już później.
- Wielu wątpi, czy służby poradzą sobie choćby z weryfikacją tych ludzi. W jaki sposób są do tego przygotowane?
- Służby muszą użyć daktyloskopii i być może badań materiału genetycznego napływających osób, by sprawdzić te je w bazach danych. Zauważył pan na pewno, że niektórzy odmawiają pobrania odcisków palców, niektórzy umyślnie niszczą dokumenty. To jest duża wskazówka dla służb, że te osoby mogą mieć coś na sumieniu i trzeba szczególnie im się przyjrzeć. Oczywiście, taka weryfikacja ma też na celu rozdzielenie imigrantów ekonomicznych od uchodźców, którzy uciekają przed wojną. Ważne jest też pozyskiwanie osobowych źródeł informacji wśród tych ludzi, by mogły pomóc w weryfikacji tożsamości czy później przekazywać informacje o nastrojach, przejawach postaw niezgodnych z prawem. To ogromne wyzwanie dla służb. Tym bardziej duże, że nie jestem przekonany, że posiadają one odpowiedni budżet i ludzi, którzy są przygotowani do takich działań.
Zobacz: Draginja Nadażdin: Izolacja nic nie da. Smuci mnie podejście Europy