"Super Express": - Ostatnio, w związku ze sprawą Kamila Durczoka, modne stały się takie słowa jak mobbing i molestowanie. W tego typu sprawach wydaje się, że łatwo jest rzucić oskarżenie, sprawiając, że w oczach opinii publicznej człowiek jest stygmatyzowany i trudno mu się oczyścić. Jak wygląda to na gruncie prawnym? Bardzo trudno się obronić?
Mec. Anna Lesiak-Grzywińska: - Zacznijmy może od mobbingu. Obecnie w sądach pracy - bo przed nimi toczą się postępowania ws. mobbingu - jest bardzo wiele tego typu spraw, ale wcale nie jest łatwo oskarżającemu je wygrać. Są to sprawy cywilne i to na osobie, która czuje się pokrzywdzona, spoczywa ciężar udowodnienia winy. Aby mobbing był mobbingiem, zgodnie z zapisami Kodeksu pracy, trzeba dowieść, że działania pracodawcy wobec pracownika miały charakter uporczywy i prowadziły do poniżenia lub ośmieszenia, izolowania go lub wyeliminowania z zespołu pracowników.
- Pojemna definicja.
- To prawda, ale ocena tego, czy mobbing miał miejsce, czy nie, nie zależy wyłącznie od opinii sądu. W takich sprawach powoływani są biegli, którzy oceniają sprawę. Na przykład psychologowie badają, czy działania przeciwko pracownikowi wywołały u niego zaniżenie oceny przydatności zawodowej i doprowadziły do zaburzenia zdrowia w postaci choćby depresji. Aby pracownik miał szansę udowodnić swoją krzywdę, musi też przedstawić wiele dokumentów, wskazujących, że zachowanie pracodawcy mu zaszkodziło. Chodzi m.in. o dokumentację medyczną, która wskazywałaby, że atmosfera w pracy źle wpływa na jego stan zdrowia. Nie jest więc tak prosto udowodnić coś pracodawcy.
- Podobnie trudno jest udowodnić molestowanie? A może jest łatwiej? Wiadomo, że każdy ma inne granice akceptowalności pewnych zachowań. Coś co dla jednej osoby jest przyjacielskim gestem, dla innej może być już ordynarnym molestowaniem.
- Tu jest dokładnie ta sama sytuacja, co w wypadku mobbingu - trzeba udowodnić, że było się molestowanym. Słowo przeciwko słowu nie wystarczy.
- Ze względu na dużą pojemność definicji molestowania nie jest tak, że łatwo stać się niewinną ofiarą choćby zemsty zawiedzionej kochanki?
- To prawda, takie sprawy też się zdarzają. I znów w przypadku kiedy sprawa jest przed sądem pracy - a większość spraw tu się właśnie toczy - osoba oskarżana może przede wszystkim zaprzeczać, bo to powód musi udowodnić winę. Pozwany ma też do dyspozycji wszelkie środki dowodowe, jak świadkowie, dokumenty, nagrania. Jednak podobnie jak sprawach o mobbing wcale nie jest łatwo wykazać winę pozwanego.
Zobacz: Kamil Durczok i afera Wprost. Czy "Służby specjalne" mają coś wspólnego ze sprawą Durczoka?
- Jest duża presja społeczna, żeby z życia publicznego eliminować przypadki molestowania. Czy sądy, zdając sobie sprawę z oczekiwań społecznych, nie stają z automatu po stronie domniemanych ofiar?
- Moim zdaniem nie powinniśmy mieć obaw o takie sytuacje. Sądy stają na straży porządku prawnego i nie ulegają emocjom społecznym. Co więcej, kierują się doświadczeniem życiowym, więc potrafią zważyć racje jednej czy drugiej strony. Oczywiście, jak w każdych sprawach mogą zdarzać się przypadki pomyłek sądowych, ale to wyjątki, a nie reguła. Każdy sąd, wydając wyrok, musi go bardzo racjonalnie uzasadnić. Nie ma tu miejsca na uleganie presji społecznej.
- Czyli reasumując - łatwo stać się pozwanym o mobbing czy molestowanie, ale trudniej zostać w takich sprawach przegranym?
- Tego nie mogę powiedzieć. Ale wracając do początku naszej rozmowy, mogę powiedzieć, że łatwiej oczyścić się z tego typu zarzutów na gruncie prawnym niż w oczach opinii publicznej. Tym bardziej że szczególnie sprawy o molestowanie trwają długo. Zwłaszcza w Warszawie, gdzie sąd potrafi wyznaczać rozprawy co 6-7 miesięcy i przez długi czas odium sprawcy mobbingu, nawet jeśli powództwo zostanie ostatecznie oddalone, wisi nad taką osobą.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail