"Super Express": - Minister Radosław Sikorski polecił oficerom BOR odwieźć ze swojego domu dzieci znajomych. Jak pan odbiera tę sytuację?
Gen. Roman Polko: - Aż mi się nie chce wierzyć. Do polityków powinno wreszcie dotrzeć, że BOR to nie są służący. Ich obowiązkiem jest ochrona najważniejszych osób w państwie, muszą przewidywać i przeciwdziałać wszelkim zagrożeniom. Obarczanie ich takimi dziwnymi obowiązkami godzi w ich godność, poczucie dumy i honoru tej służby. To rozbija też odpowiedzialność. Jak w takiej sytuacji analizować zagrożenie? Nie po to tyle lat się szkolili, żeby wykonywać zadania posługaczki. To są zmarnowane pieniądze podatnika.
- To nie jest tak, że poważne konsekwencje biorą się właśnie z drobnych odstępstw od procedur?
- Oczywiście. To mogą być tragiczne zdarzenia. Nie chcę się odwoływać do katastrofy smoleńskiej, ale ona się pojawia gdzieś w tyle głowy. Zgoda na takie drobne uchybienia, jakąś wybitą szybę, drobny bałagan, rodzi patologię. Potem w oparciu na tych patologiach rodzi się np. silna i groźna przestępczość zorganizowana. To już było opisywane. Podobnie jest tutaj. Zanim się zorientujemy, BOR będzie się zajmowało przynoszeniem zakupów, dostarczaniem pizzy i odwożeniem dzieci. Szanujmy się nawzajem, każdy ma prawo i obowiązek profesjonalnie wykonywać swoje obowiązki. Ale mam też pretensje do tych oficerów BOR.
- Dlaczego?
- Bo widać, że to jest nagminna praktyka, skoro oni przechodzą nad tym do porządku dziennego. Nawet VIP-owi czasem trzeba powiedzieć "nie", oficerowie BOR muszą to potrafić. Powinni grzecznie, ale stanowczo powiedzieć: "Przepraszamy, ale mamy inne zadania. Panie ministrze, z całym szacunkiem, nie ma pan prawa wydawać nam takich poleceń".
- Nie naraziliby się na konsekwencje służbowe? Nie zaszkodziliby swoim karierom?
- Ktoś musi ten łańcuch przerwać. Jeśli nawet ktoś zapłaciłby własnym stanowiskiem i powiedział, dlaczego, to jak sądzę czwarta władza łatwo pomogłaby mu odzyskać zaufanie. Skoro minister nie usłyszał takiej odpowiedzi, to kultura organizacyjna służby już nie jest taka, jak być powinna.