Hurraoptymizm Ukrainie nie służy
Jak wszystko w nadmiarze, myślenie życzeniowe może być nader szkodliwe. Oglądajmy konflikt na Ukrainie takim jakim jest, a nie takim jakim chcielibyśmy by był.
Zapewne autorzy amerykańskich podręczników sukcesu, trenerzy sportowi i pałający radością kaznodzieje nie podzielili by tego zdania, ale uważam, iż nadmiar optymizmu szkodzi. Po części dlatego, że z natury jestem pesymistą. Ale też znajomy uświadomił mi niedawno, że nie jest to podejście koniecznie szkodliwe, szczególnie jeśli pesymizm jest ograniczony. Radziłem się go, jak kilku innych osób, w związku z planowanym przeze mnie zakupem motocykla w kwestiach bezpieczeństwa. Kolega jeżdżący od lat stwierdził: - najczęściej giną urodzeni optymiści. Ci, którzy uważają, że na pewno zawsze się uda.
W przypadku dalszych losów wojny na Ukrainie jestem więc… umiarkowanym optymistą. Mam wrażenie, że USA poprzez silne wsparcie zdecydowały się doprowadzić sprawę z Rosją do końca, a niechętne Kijowowi Niemcy i Francja, a także niewiele robiąca Unia Europejską, nie mają wiele do gadania. Do tego Ukraińcy są dzielni, sprytni i konsekwentni. Tyle, że na podstawie tego wszystkiego wiele osób u nas, i chyba nie tylko u nas patrząc po niektórych mediach amerykańskich, zaczęło wyciągać wnioski, że wojna jest już wygrana, ba, nawet projektować ukraińską kontrofensywę na terenie Rosji. Sorry, ale tak nie jest.
Zwrócił na to uwagę niedawno dziennikarz Jacek Łęski będący przy froncie od początku wojny. Ukraina jest zniszczona i wykończona. Kraj wypełniają inwalidzi, a służba zdrowia jest zdewastowana. Miliony młodych ludzi wyjechały, tysiące zginęły. A Rosja może się liczyć z ofiarami własnymi, niekompetencją, klęskami. Przywykła w historii. Jej siłą były zawsze wielkie przestrzenie i nieograniczone zasoby mięsa armatniego, tak jest i teraz. Rosyjskie siły zajmują pokaźną część Ukrainy, bardzo ważną dla przyszłej gospodarki tego kraju, a otumanione społeczeństwo jest w stanie zaakceptować jeszcze całe transporty żołnierzy wracających nogami do przodu.
O wszystkim tym należy pamiętać nie dlatego, by wieszczyć klęskę, a by wołać o jeszcze większą pomoc polityczną, gospodarczą i militarną świata dla Ukrainy. A także wspierającej ją Polski. Bo jak nie oni to my.