"Super Express": - Jerzy Widzyk, pełnomocnik rządu Jerzego Buzka ds. usuwania skutków powodzi w 1997 roku, na naszych łamach zaapelował do obecnego rządu o wprowadzenie stanu klęski żywiołowej.
Janusz Skulich: - Ogłoszenie klęski żywiołowej nie wpłynie na poprawę akcji ratowniczej. Jestem przekonany, że nie stworzy nam lepszych warunków do pracy od tych, które mamy teraz.
- Minister Widzyk uważa jednak, że sytuacja dawno do tego dojrzała...
- Stan klęski żywiołowej to ostateczność. W tej chwili nie ma takiej konieczności. Obecna akcja ratunkowa nie wymaga większych nakładów finansowych. Również środki techniczne, którymi dysponujemy, są wystarczające. Ludzie nie przeszkadzają nam w prowadzeniu akcji, a nawet nas wspierają. Tymczasem ogłoszenie klęski żywiołowej pociąga za sobą poważne ograniczenie praw i swobód obywatelskich.
- Według Widzyka rządzący mają dziś lepsze narzędzia do walki z powodzią niż 13 lat temu. Co jeszcze się poprawiło?
- Sytuacja jest nieporównywalna. Dziś jest więcej wody niż wówczas. Wtedy powódź objęła dorzecze Odry i w mniejszym stopniu Wisłę, teraz - dorzecza obu rzek. 13 lat temu zalanych zostało kilka bardzo ważnych miast, jak Wrocław czy Opole. Teraz zagrożenie jest równie wielkie, ale - poza Sandomierzem i Tarnobrzegiem - dotyczy terenów mniej zurbanizowanych. Dzięki systemowi ochrony hydrometeorologicznej możemy prognozować opady i poziom wody w rzece, co pozwala nam przygotować się na czas, gdy szczyt fali zacznie przechodzić przez miasto. W 1997 roku rzeki szybko wzbierały, ale też szybko opadały. Teraz od początku obserwujemy zjawisko wolniejszego, ale za to bardzo długiego wzbierania wody. Fala przez Warszawę przechodzi już kilka dni. Woda opada bardzo powoli i przez to zwiększa zagrożenie, bo cały czas silnie oddziałuje na konstrukcję wałów.
- A co w ochronie przeciwpowodziowej szwankuje dziś najbardziej?
- Za wcześnie, by o tym mówić. Ale z pewnością musimy poprawić system obiegu informacji. Obecny funkcjonuje dobrze, ale umożliwia kontakt jedynie między dwoma, trzema ośrodkami. Potrzebna jest więc szersza wiedza, do której dostęp miałby każdy, kto uczestniczy w przedsięwzięciu ratunkowym. Ochrona przeciwpowodziowa to praca zespołowa, w której bierze udział cała lista ludzi i instytucji: od straży pożarnej i wojska przez instytuty meteorologiczne, lokalne służby odpowiadające za utrzymanie wałów aż po mieszkańców, którzy chcą się ewakuować.
- Teraz fala powodziowa przechodzi przez północ kraju. Czy tamtejsze wały nie są zbyt przestarzałe, aby powstrzymać wodę?
- Wiek wału nie jest dobrym wyznacznikiem jego skuteczności. Zdarza się, że te starsze bywają mocniejsze i bardziej stabilne od tych wybudowanych niedawno. W tej chwili asekurujemy przechodzenie wody od Włocławka do Zatoki Gdańskiej na Wiśle i od Gorzowa do Szczecina na Odrze. Na razie radzimy sobie z uszczelnianiem wałów. Jednak prawdopodobieństwo, że w jakimś punkcie wał zostanie przerwany, jest wciąż bardzo wysokie. Zagrożenie minie dopiero za kilka dni, gdy woda zejdzie do poziomu okołoalarmowego, a następnie wpłynie do Bałtyku.
Janusz Skulich
Szef sztabu powodziowego, z-ca komendanta głównego PSP, w latach 2002-2008 szef straży na Śląsku