Marcin Bosacki: Nie nasz problem

2010-11-29 3:00

Wyciek dokumentów ukazujących polityczną kuchnię dyplomacji USA

"Super Express": - W rękach portalu Wikileaks i kilku redakcji na świecie znalazło się ponad 250 tys. dokumentów i notatek amerykańskiego Departamentu Stanu (odpowiednika naszego MSZ). Są wśród nich m.in. charakterystyki najważniejszych postaci na całym świecie. Opisują np. kanclerz Merkel jako osobę niezdecydowaną, prezydenta Afganistanu Karzaia jako paranoika, a premiera Włoch Berlusconiego jako dzikiego imprezowicza. Czy nasz MSZ obawiał się publikacji takich charakterystyk polskich polityków?

Marcin Bosacki: - Przede wszystkim chciałbym podkreślić, że polski MSZ nie obawiał się niczego. To nie są nasze dokumenty, nie u nas doszło do wycieku i nie my mamy z tego powodu kłopot. Cieszę się, że nasze ministerstwo i służby działają bez przecieków. Zwłaszcza tych rozmiarów. Amerykanie obawiali się jednak publikacji materiałów o charakterze tajnym.

- Nie tylko Amerykanie, ale wszyscy zbierają i opisują takie informacje na temat swoich potencjalnych rozmówców, sojuszników lub rywali. Na ile ujawnienie poufnych notatek może popsuć stosunki między krajami lub politykami? Wszyscy w dyplomacji wiedzą, jak to funkcjonuje.

- Nie chciałbym odnosić się do dokumentów, których treści nie znam. A także tych charakterystyk, o których pan wspomniał, ani dokumentów, które miałyby odnosić się do stosunków polsko-amerykańskich. Nie da się jednak ukryć, że ujawnienie setek tysięcy dokumentów, które były przeznaczone dla potrzeb wewnętrznych, stanowią dla amerykańskiej dyplomacji i polityków potężny ambaras.

- Czy to prawda, że Amerykanie, dzwoniąc do naszego MSZ, sami nie byli pewni, co na temat Polski znalazło się w rękach Wikileaks i mediów?

- Potwierdzam, że nie powiedzieli ani o tematach, ani o konkretnych dokumentach. Media w USA i Wielkiej Brytanii spekulują jednak od kilku dni, że dotyczyć to może kwestii drażliwych. Wiadomo, że gdy we wzajemnych stosunkach panuje pełna harmonia, to depesz tajnych i poufnych wysyła się znacznie mniej niż w sytuacji, gdy są pewne różnice zdań i interesów. A te były największe w ostatnich latach wokół np. tarczy antyrakietowej.

- Amerykanie straszą, że szef Wikileaks i dziennikarze będą mieli po publikacji "krew na rękach". Wśród dokumentów są jednak też takie, które mówią o amerykańskim agencie w sojuszniczym rządzie Angeli Merkel.

- Przykro mi, ale nie będę komentował stanowiska Departamentu Stanu i władz USA.

- Czy po ujawnieniu dokumentów dotyczących Polski pojawi się oficjalny komentarz bądź stanowisko MSZ i ministra Sikorskiego?

- Tego jeszcze nie wiemy. Mówi pan o 250 tys. dokumentów w Wikileaks. Jeżeli prawdą jest, że ich część dotyczy Polski, to analiza materiału wymaga dłuższego czasu. I na pewno mówimy tu o dniach, a nie godzinach.

Marcin Bosacki

Rzecznik prasowy Ministerstwa Spraw Zagranicznych

Nasi Partnerzy polecają