Współpracownicy i przyjaciele Wiktora Batera nie wierzą w to, co się stało. Nagła śmierć dziennikarza załamała jego koleżanki i kolegów z Halo Radia, medium obywatelskiego, z którym Bater był związany. - Rozmawialiśmy jeszcze 1,5 tygodnia temu, opowiadał mi o swoich planach w radiu, bo miał w środy zacząć prowadzić poranki - wspomina Radosław Gruca, dziennikarz śledczy. - Jestem pozamiatany, przecież rozmawiałem z nim dwa tygodnie temu - wtóruje Grucy Mariusz Gzyl. - Ostatnio kontaktowałem go z osobami zajmującymi się tematami bliskimi jego sercu - Wschodowi. Cieszył się, planował, ale wybuchła epidemia i musiał odwołać wszystkie spotkania - dodaje Gzyl.
Bater był dla wszystkich wzorem do naśladowania. Jak wspominają dziennikarze, cechowała go nieprawdopodobna rzetelność dziennikarska, był merytoryczny, profesjonalny, co chwilę realizował kolejny temat. - Witek to bez dwóch zdań człowiek ze starej szkoły dziennikarstwa. Był samograjem, miał całą masę tematów, nie musiał do nikogo dzwonić, zawsze wiedział, co jest ważne, o czym warto mówić. Trzymał rękę na pulsie i żył tym wszystkim. Był pasjonatem tego, co robił. Związał swoje życie z regionem wschodnim. Miał ogromną wiedzę o krajach b. Związku Radzieckiego, mało kto czuł tak Rosję, jak on - wspomina Gzyl, który z Baterem współpracował również w latach 90. na antenie Polskiego Radia.
- Dzięki niemu zostałem dziennikarzem - mówi wprost Gruca. - Moja mama pracowała z nim w Polskim Radiu i zawsze mi powtarzała, że to najwybitniejszy dziennikarz. Byłem dzieckiem, a mama opowiadała mi o jego sukcesach, porażkach, była z niego zawsze dumna i zawsze mu kibicowała. Zbliżyliśmy się, gdy zmarła, ja do niego napisałem, mówiliśmy do siebie per „bracie” - dodaje.
Wiktor Bater jako dziennikarz przejechał najtrudniejsze rejony – od Bałkanów, po Kaukaz, Czeczenię, Afganistan, Izrael, Irak i Bliski Wschód, widział rzezie na ludności cywilnej oraz najgłośniejsze konflikty zbrojne. Relacjonował wydarzenia z Biesłanu czy podał jako pierwszy wiadomość o katastrofie prezydenckiego samolotu w Smoleńsku. Jego śmierć wstrząsnęła jego przyjaciółmi, z którymi wspólnie relacjonował wojenną rzeczywistość. - To był od początku bohaterski człowiek, takich ludzi prawie nie ma - wspomina korespondenta jeden z jego najbliższych przyjaciół, dziennikarz Radosław Kietliński. - Nigdy nie zapomnę, jak Wiktor razem z Arturem Łukaszewiczem, wrocławskim operatorem TVN-u, jechali do Bagdadu w trakcie wojny. Po drodze do Kurdystanu zgubili urządzenie do montażu telewizyjnego, które rozpadło się na kawałki, ale okazało się, że działa. Wiktor powiedział wtedy jedno zdanie: „Radek, nasza robota jest tak ważna dla odbiorców, że bez względu na to, co się popsuje, to wszystko będzie działać”. Był dla mnie jak brat - kończy Kietliński.
Niektórzy poznali go dopiero w rozgłośni. - Szczyciłem się nie tylko tym, że jestem w obywatelskim radiu, ale że pracuje w nim taka postać, jak Wiktor Bater - wspomina Tomasz Konca, dziennikarz muzyczny. - Był jedną z nielicznych osób w tym zawodzie, które uważałem za 100-procentowego dziennikarza. Miał taką cechę, której wielu brakuje - był blisko ziemi, blisko ludzi, potrafił rozmawiać z każdym, miał zdolność przenikania w różne środowiska. Nie bał się iść do sklepu w jakiejś szemranej dzielnicy, umiał rozmawiać z każdym. Wszystko, co wiem o Rosji, wiem od niego. Oglądając reportaż z Osetii, czułem się jakbym tam był z nim - zauważa Konca.
Dodatkowo był serdecznym kolegą, który pomógł każdemu, kto znalazł się w kłopocie lub potrzebował wsparcia. - Wiktor był naszym przyjacielem, spotykaliśmy się z nim w Moskwie - wspomina Irina Novokhatko-Kowalczyk . - Kiedy tam mieszkał, zostawiał klucze do swojego mieszkania, kiedy z przesiadką jechaliśmy do Nowosybirska - dodaje dziennikarka. Sam jednak na to wsparcie i pomoc nie zawsze mógł liczyć.
O jego wielkim warsztacie dziennikarskim, profesjonalizmie rozpisuje się teraz wielu dziennikarzy, ale Kuba Wątły zauważa, że część z tych wspomnień jest nie na miejscu. - Jak ja zapamiętałem Witię? To był człowiek usilnie poszukujący swojego miejsca, to miejsce było związane z pracą - wyjaśnia. Wątły wskazuje, że Bater pracował dla wielu redakcji. W ostatnim czasie szukał miejsca, z którym mógłby związać się na stałe, ale dziennikarz spotykał się jednak ze ścianą. - Wielu wspomina, że był wspaniałym człowiekiem, genialnym dziennikarzem, oddanym przyjacielem. Piszą to najbardziej rozpoznawalni dziennikarze w Polsce, piastujący wysokie stanowiska w redakcjach, ci wszyscy ludzie w ostatnich miesiącach nie zdobyli się na to, by wyciągnąć do Witka pomocną dłoń. Zrobił to jedynie Bogusław Chrabota z "Rzeczpospolitej" i zrobiło to małe, społeczne radio, czyli Halo Radio. Kiedy wspomina się Witka, który w ostatnim czasie rozpaczliwie szukał pracy, to szukał ratunku - wyjaśnia Wątły.
Jego praca choć dawała mu wiele satysfakcji, pozostawiła również wiele śladów w jego psychice. - Jak się praca korespondenta skończyła, to miał efekt odstawienia. Robisz to latami, masz wysoką adrenalinę, jesteś jak na froncie, relacjonujesz tragiczne wydarzenia. Ciężko to porównać. To pewnie tak jak żołnierz, który jedzie na misję. Cieszy się, że wraca do domu, ale bez tamtego życia na misji, nie potrafi żyć. Pewnie to miało wpływ - zastanawia się Gzyl. - Najsmutniejsze jest to, że ludzie o tak wysokim poziomie profesjonalizmu są spychani na jakiś margines, czują się niepotrzebni, dziś od wiedzy o świecie i warsztatu ważniejsza jest klikalność, to jest przykre. To, co miało na niego wpływ, to wyprawy wojenne - dodaje.
- Nie spałem całą noc, myślałem o Witku - powiedział Wątły. - Kiedy wspomina się Witka, który w ostatnim czasie rozpaczliwie szukał, w tej wydawałoby się prozaicznej kwestii jaką jest praca, to szukał ratunku. Mam czyste sumienie, zrobiliśmy z Chrabotą to, co należało zrobić dla przyjaciela. A teraz ci wszyscy dziennikarze z największych mediów, ci dyrektorzy zarządzający, naczelni, którzy łkają na Twitterze, niech zamkną gęby - ostro ucina.
Radosław Gruca nie ma wątpliwości, że Bater nie tylko był profesjonalistą, ale tego samego uczył też innych dziennikarzy, którzy trafiali pod jego skrzydła, chociażby w telewizji Superstacja, w której był szefem newsroomu. - Witek nigdy się nie skompromitował, nigdy nie puścił fake newsa. Mimo że, kondycja dziennikarstwa go smuciła, dobijała, że młodzi nie czytają. Dla Witka bolesne było to, że dziennikarzy zastępowali „media workerzy” bez wiedzy, pomyślunku i przede wszystkim bez potrzeby zgłębienia tematu i dojścia do prawdy. Cierpiał, bo widział, że doświadczeni dziennikarze albo są niewygodni, albo dają sobie łamać kręgosłupy i klepią propagandę jednej lub drugiej strony. Nigdy nie narzekał, nie użalał się, ogrywał wszystko żartem, ale to były gorzkie żarty - tłumaczy Gruca. - Widział dużo zła, ale był tak optymistycznie nastawiony, taki serdeczny. Czuł, że żył i robił to, co kochał i nic innego nie potrafił robić - wspomina Gzyl.
Długoletni korespondent z Rosji zmarł we wtorek, 7 kwietnia br., w swoim mieszkaniu. Jak udało nam się nieoficjalnie dowiedzieć, ciało zostało znalezione przez znajomą dziennikarza, która natychmiast zawiadomiła policję. Funkcjonariusze stwierdzili zgon bez udziału osób trzecich. Informację o śmierci dziennikarza podało jako pierwsze obywatelskie Halo Radio, z którym Bater był związany. Gdy rozgłośnia startowała w październiku 2019 r. prowadził w niej swój program. Ze względu na problemy osobiste zawiesił współpracę z redakcją. 1 kwietnia br. miał wrócić do Halo Radia i poprowadzić audycję poranną, jednak nie pojawił się na antenie.