Nie lubię spiskowych teorii dziejów

2010-01-05 2:30

Jak i dlaczego umarł Artur Zirajewski, świadek w sprawie śmierci gen. Papały - zastanawiają się: Zbigniew Ćwiąkalski, Wojciech Czuchnowski i Jerzy Engelking.

"Super Express": - Artur Zirajewski ps. Iwan, którego zeznania miały umożliwić ekstradycję Edwarda Mazura, umarł w więziennym szpitalu. Czy to oznacza, że zabójstwo gen. Marka Papały pozostanie niewyjaśnione?

Zbigniew Ćwiąkalski: - Owo wyjaśnianie zostało utrudnione. Jednak prokuratura miała wiele wątpliwości co do prawdziwości zeznań głównego świadka. Choć istniała szansa, że gdyby żył, mógłby jeszcze powiedzieć coś istotnego dla tej sprawy.

- Skoro od lat nie powiedział nic istotnego, dlaczego zginął?

- Nie twórzmy atmosfery sensacji.

- Ale gdy się pomyśli, że nie żyje, bo był dla kogoś niewygodny...

- Nic nowego. Nie jest tak, że stał się dla kogoś niewygodny z dnia na dzień. Dlatego zdecydowanie odrzucam sugestię, że było to zabójstwo. Na razie wiemy tylko tyle, że zatruł się lekami zapisanymi mu przez lekarza. Jest jeszcze motyw grypsu od współwięźnia, po przeczytaniu którego był niezadowolony.

- Pozostaje więc otwarte pytanie...

- Wiem, wiem. Oszczędzę trudu "Super Expressowi": jak to jest możliwe, że otrzymał gryps i że mógł zażyć tak dużo lekarstw?

- Otóż to!

- Nie ma kraju, w którym więźniowie nie popełnialiby samobójstw.

- To bardzo słabe tłumaczenie.

- Oczywiście powinno się ograniczać możliwości odbierania sobie życia przez więźniów. Zawsze wiąże się to z nakładami finansowymi. Teoretycznie można sobie wyobrazić, że rozwiniemy sieć więzień z monitorowanymi celami. Tylko Czytelnicy "Super Expressu" mogą zapytać: czy stać nas na tego typu nakłady? Czy więcej troski nie trzeba poświęcić innym grupom społecznym niż osobom osadzonym w więzieniach?

- Kto zawinił, kto odpowie?

- W pierwszej kolejności odpowiedzialność spada na naczelnika więzienia. A być może także na lekarzy.

- Pan prawie równo rok temu złożył dymisję po śmierci w więzieniu jednego z morderców Krzysztofa Olewnika...

- To prawda. Odpowiedzialność ministra jest honorowa. Ale już po mojej dymisji doszło do kilku samobójczych śmierci znaczących więźniów. Chyba nie byłoby dobrze, gdybyśmy w ciągu roku mieli kilku nowych ministrów sprawiedliwości.

- W którym momencie zawiodła praworządność polskiego państwa, skoro sprawa zabójstwa generała staje się praktycznie nie do wyjaśnienia?

- Zawsze najistotniejsza jest początkowa faza śledztwa. Nie było korzystne to, że na miejscu zabójstwa pojawiło się bardzo dużo osób.

- Zbigniew Ziobro powiedział, że ślady były zadeptywane.

- Ja bym tak tego nie ujął. Ale funkcjonariusze zbierający dowody na pewno mieli utrudnione zadanie. Jeśli w pierwszych miesiącach nie uda się wykryć sprawców, to później jest coraz trudniej. Choć sprawy z udziałem tzw. Archiwum X - czyli specjalnych grup policyjnych istniejących przy niektórych komendach wojewódzkich - dowodzą tego, że nawet po kilkunastu latach udaje się ustalić zabójców. Pamiętajmy jednak, że na świecie podobne sprawy też ciągną się latami: John Fitzgerald Kennedy został zamordowany w 1963 r., Olof Palme w 1986 roku...

- Może dlatego, że za zabójstwem najwyższych stali najwyżsi?

- Nie jestem wyznawcą spiskowej teorii dziejów. Czasami powolne prowadzenie spraw wynika z błędów, czasami z obiektywnych przeszkód. Zdarzają się też zabójstwa doskonałe. Ale ja wierzę, że zabójstwo generała do takich nie należy i uda się je wyjaśnić.

Zbigniew Ćwiąkalski

Były minister sprawiedliwości i prokurator generalny w rządzie Donalda Tuska. Profesor prawa