Anita Gargas: Nie jestem zależna od PiS

2011-04-06 4:00

- Mój film został dobrze przyjęty mimo różnych poglądów widzów - mówi Anita Gargas w rozmowie z Super Expressem.

"Super Express": - Czy swego nowego filmu "10.04.10" nie kieruje pani do tych, którzy są już przekonani tylko do jednej wizji katastrofy?

Anita Gargas: - Nigdy nie kieruję filmu czy artykułu do ludzi już przekonanych, lecz do tych, którzy dopiero szukają odpowiedzi na nurtujące ich pytania.

- "Mgła" Joanny Lichockiej chyba jednak nie przedostała się do szerszej publiczności...

- Szacujemy, że film ten obejrzało już blisko pięć milionów osób. Więc chyba nie tylko ci przywiązani do jednej hipotezy śledztwa.

- Dlaczego zrobiła pani "10.04.10"?

- Jak dotąd nie było śledczego filmu dokumentalnego na temat tej katastrofy, opartego na materiale zebranym w Smoleńsku. Chciałam tam pojechać, po pierwsze, po publikacji raportu MAK przedstawiającego rosyjską wersję zdarzeń, po drugie - by zweryfikować na miejscu oświadczenia strony rosyjskiej. Np. czy zapewnienia o zabezpieczeniu wraku przystają do rzeczywistości. Mój film oparty jest głównie na relacjach świadków ze Smoleńska, nie ma tam odautorskich komentarzy ani wypowiedzi polityków. Relacje świadków mają walor świeżości - nikt wcześniej do nich nie dotarł.

- Ale na końcu filmu zamieszcza pani wypowiedzi tylko polskich ekspertów, co odbiega od apolitycznej intencji.

- Nieprawda. Wypowiadają się także Rosjanie z obsługi lotniska Siewiernyj oraz rosyjski pilot, mjr Koronczik, ten wyróżniony przez prezydenta Komorowskiego za zwrócenie stronie polskiej znalezionego godła z pokładu naszego tupolewa. A poza tym, dlaczego wypowiedzi polskiego pilota bądź kontrolera lotu uznawane są za polityczne?

- Inni świadkowie mówią: "Skąd tutaj mgła o 10 godzinie?" albo "To tak, jakby ktoś ją specjalnie zrobił...". Jakby sugerowali zamach.

- Mówią też, że gdy samolot był jeszcze wysoko w powietrzu, widzieli jakiś błysk na niebie, coś w rodzaju dużego żółtka albo komety długiej na pięć metrów. Świadkowie mówią o tym, co widzieli, nie znają się nawzajem. Hipoteza o zamachu jest równouprawniona z tą o awarii silnika czy błędzie osób trzecich. Dopóki nie zostanie w pełni wykluczona, trzeba brać ją pod uwagę. Zgadzam się, że nie ma dowodu na zamach. Ale są pytania i relacje świadków, które nie pozwalają tej hipotezy wykluczyć.

Przeczytaj koniecznie: PiS kontra TVN: Pokażą X Factor 10 kwietnia!

- Dlaczego zaangażowała pani do filmu sędziwą Jadwigę Kaczyńską?

- Czy pani Jadwiga Kaczyńska nie ma prawa zabierać publicznie głosu? Z pełną świadomością wypowiedziała się w filmie, udzieliła mi też wywiadu do "Gazety Polskiej". Nie ma tu cienia manipulacji. Pani Kaczyńska to szczególny symbol tej katastrofy jako matka śp. Prezydenta i osoba, która chyba najpóźniej w Polsce dowiedziała się o katastrofie. Jest swoistym narratorem filmu, dzięki czemu zyskuje on głębsze przesłanie. Po projekcji Jarosław Kaczyński złożył mi gratulacje.

- Powiedział też, że teraz trudniej będzie kłamać na temat katastrofy. Jak się pani czuje z takim błogosławieństwem?

- Nie traktuje tego jak błogosławieństwa. W pełnej sali kinowej było jakieś 700 osób, w tym wiele przyszło z zewnątrz. Gratulacje odbierałam także od osób niezwiązanych z PiS ani "Gazetą Polską". Film został więc dobrze przyjęty pomimo różnych poglądów widzów.

- Mówię "błogosławieństwo", bo ma pani łatkę aktywistki PiS.

- Przypięła mi ją "Gazeta Wyborcza" i inne sympatyzujące z nią media, by podważyć moją wiarygodność jako dziennikarki. Każdy, kto zna moją biografię, wie, że moje poglądy i działania nie są zależne od PiS. Przecież to za rządów ludzi związanych z tą partią zostałam usunięta z TVP.

- To nie pierwszy i pewnie nie ostatni film o katastrofie smoleńskiej. Znamienne jednak, że nie są one zbyt prorządowe i we wszystkich katastrofa owiana jest aurą tajemniczości.

- To dziwny tok rozumowania. O śmierci księżnej Diany wciąż robi się filmy dokumentalne i nikt nie ośmiela się żądać, by przestać zadawać pytania, czy w tunelu, gdzie zginęła, nie nastąpił zamach na jej życie. Gdyby każdy dziennikarz z determinacją drążył sprawę katastrofy smoleńskiej, powstałby nacisk na nasze elity władzy, które byłyby zmuszone do energiczniejszych działań. Niestety, wielu dziennikarzy zamiast starać się wyjaśnić dogłębnie okoliczności katastrofy, zajmuje się atakami na kolegów, którzy do tego dążą. Dla tych, którzy przeszli nad sprawą Smoleńska do porządku dziennego i siedzą z założonymi rękami, tacy dziennikarze jak ja są jak wyrzut sumienia.

Anita Gargas

Dziennikarka "Gazety Polskiej"