"Super Express": - Posłucha pan apelu prezydenta Bronisława Komorowskiego, żeby wstrzymać się z protestami w czasie EURO w Polsce?
Jan Guz: - Zamiast tego apelu zdecydowanie wolałbym usłyszeć, co pan prezydent ma nam do zaproponowania. Chciałbym usłyszeć, jak zamierza realizować propozycje związkowe, które jako OPZZ przedłożyliśmy, i w jakiej formie chce się włączyć w walkę o nasze postulaty. Odłożenie strajków, które postuluje Bronisław Komorowski, nie rozwiązuje żadnych problemów.
- Odrzucacie więc prezydencki apel?
- Jako związkowcy nie mamy tu nic do powiedzenia. To społeczeństwo może samo się zbuntować z uwagi na to, że wiele pilnych spraw nie może doczekać się rozwiązania. Tym bardziej że to rząd inicjuje różne konflikty, zmuszając nas do interwencji, i popycha nas w kierunku strajku.
- Ale nie prezydent, więc może warto go posłuchać?
- Prezydent dotychczas przyłączał się do działań rządu, stwierdzając choćby, że szybko podpisze ustawę o podwyższeniu wieku emerytalnego. Podobnie jak rząd nie słuchał naszych propozycji. Dlaczego więc mamy słuchać prezydenckiego apelu?
- Myśli pan, że czerwiec będzie dobrym czasem na prowadzenie rozmów z rządem? Wtedy będzie raczej zajęty organizacją EURO.
- No cóż, rząd cały czas funduje nam igrzyska, zamiast zadbać o Polaków i zająć się ich problemami. Jako związkowcy chcemy chleba, godnej pracy i skutecznego zabezpieczenia socjalnego. Od tego premier Tusk i jego ekipa cały czas uciekają.
- A nie boi się pan, że polskie EURO, z którego chcemy być dumni, zostanie zapamiętane jako impreza sparaliżowana przez strajki?
- Boję się bardziej, że nasze EURO zostanie zapamiętane jako to, w czasie którego doszło do choćby kolejnych wypadków kolejowych, bo rząd nie chciał słuchać naszych postulatów dotyczących zwiększenia bezpieczeństwa na kolei.
- Kibice mogą się bać, że jako związkowcy sparaliżujecie całą imprezę?
- OPZZ nie chce psuć kibicom tego wielkiego piłkarskiego święta. Dlatego w czasie EURO nie będziemy inicjować żadnych protestów. Jednak jeśli społeczeństwo uzna, że przelała się czara goryczy, i będzie chciało wyjść na ulice, to nie będziemy mieli innego wyjścia, jak wesprzeć je w słusznym gniewie. Jeżeli znów dojdzie do wypadku kolejowego, też nie będziemy mieli wyboru - poczujemy się w obowiązku, żeby zablokować tory i żądać bezpieczeństwa dla pasażerów i pracowników kolei. Nie chcemy, żeby ktoś nam wypominał, że nic nie zrobiliśmy, żeby temu wypadkowi zapobiec.
- Czyli tylko jakieś wyjątkowe sytuacje mogą wypchnąć was na ulice?
- O to trzeba zapytać ludzi, a nie przewodniczącego związku. Cały czas proponujemy różne rozwiązania i pytamy, co oni na to. Jeżeli uznają, że czas wyjść na ulice, to nie będę miał innego wyjścia, jak stanąć na czele ich protestu. Jestem przecież najemnikiem związkowym i to decyzja ludzi, a nie moja, jest najważniejsza.
Jan Guz
Przewodniczący OPZZ