"Super Express": - Został pan pełniącym obowiązki prezesa TVP. Wystartuje pan w konkursie, by zostać prezesem na pełną kadencję?
Juliusz Braun: - Zdecydowanie nie.
- Czemu tak zdecydowanie?
- Cóż, zazwyczaj uzasadnia się to, co chce się robić, a nie to, czego się nie chce...
- W takim razie inaczej: dlaczego chce pan robić cokolwiek innego, niż być prezesem TVP na pełną kadencję?
- Zdecydowałem się wejść do Rady Nadzorczej TVP na prośbę ministra kultury i tam pilnować tego, żeby TVP była instytucją ważną dla kultury, edukacji i debaty publicznej. W pewnym momencie zaistniała potrzeba, by ktoś został oddelegowany do tymczasowego kierowania TVP. Z góry założyłem, że będzie to krótki czas.
- Dlaczego? Dlatego, że to stajnia Augiasza? Bałagan, którego nie wiadomo z której strony dotknąć?
- A to już pan powiedział, a nie ja. Na pewno nawet jako p.o. prezesa nie będę bezczynny i gdybym uznał, że coś ułatwi przyszłemu prezesowi realizowanie obowiązków TVP, to podejmę takie decyzje. Mając świadomość stanu finansowego firmy.
- Właśnie - finansowanie i kształt ustawowy. W tym przypadku ludzie z lewicy jak i prawicy solidarnie wyrażają "brak zachwytu" na temat szefowej sejmowej komisji, posłanki PO Śledzińskiej-Katarasińskiej. Jaka jest pańska opinia na temat jej działań?
- O nie, nie będę zaczynał pracy od oceniania szefowej komisji sejmowej. To byłoby absolutnie nie na miejscu. Przez lata pracowałem z nią w Sejmie i dobrze oceniam jej kompetencje.
- Deklaruje pan, że nie będzie podejmował żadnych radykalnych decyzji i chce przeprowadzić spółkę "w dobrej, ustabilizowanej formie" do wyłonienia nowych władz. Czy TVP jest dziś w "dobrej, ustabilizowanej formie"? Może właśnie należałoby podjąć kilka radykalnych decyzji.
- No nie, decyzje radykalne i rzutujące na przyszłość powinien podejmować ktoś, kto ma kierować firmą przez kilka lat. Gdybym zdecydował się na nie ja, byłoby to niewłaściwe. Wiązałoby to ręce każdemu z moich następców.
- Może i tak, ale mówimy o firmie, do której w piątek wkroczyła policja zaalarmowana przez pracowników, że nieupoważnione osoby buszują w gabinecie prezesów. Spółka przez pół roku działała bez zawieszonego kierownictwa, ale dokonywano w niej zdecydowanych ruchów programowych, personalnych.
- I to było ewidentnie złe. Takie długofalowe decyzje, kiedy nie ma kierownictwa, są równie złe, jak decyzje podejmowane przez kierownictwo ze świadomością, że jego rządy kończą się po 2-3 dniach. Nie można tak funkcjonować. Owszem, niektóre działania na pewno muszą być podejmowane, bo firma musi działać, ale mieliśmy do czynienia z przesadą. Nie można w sytuacji tymczasowej nadawać nowego kierunku mediom. Zaś sytuacja z policją... Nie mam jeszcze wszystkich informacji, ale nie świadczy to najlepiej o sytuacji.
- Nie zamierza pan zatem zmieniać decyzji personalnych podjętych w ciągu kilku miesięcy pod nieobecność prezesa, choć "nadały nowy kierunek mediom"?
- Po pierwsze, sprawdzę, czy decyzje zapadły zgodnie z prawem, bo nie jest to oczywiste, mamy o tym na razie wiedzę gazetową czy korytarzową. Decyzje zgodne z procedurami i interesem TVP będą realizowane. Jeżeli prawo naruszono, to będę chciał je unieważnić. Jest jednak obszar pomiędzy jednym a drugim, co może być formalnie w porządku, ale dla interesów spółki niekorzystne...
- Czyli?
- Nie mogę wchodzić w szczegóły, dopóki nie będę miał pełnej wiedzy na ten temat.
- Jan Dworak, szef Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji przyznał, że odpartyjnienie mediów publicznych nie udało się. Zgadza się pan z nim?
- Uwzględniając to, że media nie funkcjonują poza sferą życia publicznego i politycznego, jako p.o. prezesa, ale także jako członek Rady Nadzorczej TVP, nie czuję się politykiem. Z polityki, z Unii Wolności, odszedłem w 1999 roku, zostając członkiem KRRiT.
- Jest pan w radzie przedstawicielem polityka Platformy, ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego. I nie jest przypadkiem, że poprosił pana, a nie np. Romana Giertycha. To, że to pan został p.o. prezesa TVP, jest zapowiedzią "robienia porządku" z tą firmą przez Platformę?
- Robienia porządku, ale nie w znaczeniu szybkich i radykalnych decyzji. Tylko uporządkowania rzeczywistości na wiele lat do przodu.
- Zmiany w mediach publicznych, o których mówimy, oznaczały m.in. usuwanie z TVP dziennikarzy reprezentujących, jak to ładnie ujęto, "narrację PiS-owską". Jako prezes TVP uważa pan, że nie powinno być w niej miejsca dla takiej "narracji"? W końcu to "narracja" trzeciej części społeczeństwa...
- Na pewno obce jest mi myślenie w kategorii odwetu i odegrania się na kimś za kilka lat poprzednich działań w TVP. A mieliśmy przez lata taką sytuację, w której przychodził jeden prezes i zapraszał bliskich sobie, przychodził drugi i zapraszał innych, zwalniając poprzednich...
- Andrzej Urbański, prezes związany z PiS, podkreślał, że w jego TVP powinno być miejsce zarówno dla red. Żakowskiego i Sierakowskiego, jak i Pospieszalskiego czy Ziemkiewicza.
- W mediach publicznych z definicji musi być miejsce na różne spojrzenie na sprawy społeczne i polityczne. Podstawą musi być jednak rzetelność przekazywania informacji i pokazywania argumentów. Na ile krótki czas w TVP mi na to pozwoli, będę chciał to realizować. Nie chcę mówić o nazwiskach...
- Nie chodzi mi o nazwiska, ale podejście, które symbolizują.
- Wyraźnie podkreślmy zatem, żeby nie wyszło, że Braun chce kogoś przywrócić albo przekreślić. Chodzi o pewną formułę audycji, a nie personalia. Chodzi o warsztat dobrego dziennikarstwa. I nie przeszkadzają mi różne punkty widzenia, ale nie chciałbym, by w TVP były programy o charakterze agitacji politycznej. Z którejkolwiek ze stron. Agitacja zakłada stronniczość. Jej odwrotnością jest rzetelność.
- Mówi pan, że z którejkolwiek? Zwolennicy prawicy spytają od razu, czy widzi pan zatem miejsce w TVP dla programów Tomasza Lisa? Wzywał wprost do niegłosowania na PiS w wyborach. Czy jest w stanie "rzetelnie", a więc niestronniczo, prowadzić audycje, w których jedną ze stron są politycy tej partii?
- Dziennikarz z mediów publicznych nie powinien ulegać takim emocjom, by agitować na kogo powinno się głosować, a na kogo nie. No, może w trybie absolutnego wyjątku, w ramach pewnej konwencji dyskusji. Ale nie w TVP.
Juliusz Braun
p.o. prezesa TVP, w latach 1999-2005 członek i do 2003 r. prezes KRRiT