Protestem młodych lekarzy na przełomie roku żyła cała Polska. Rezydenci wywalczyli, że do 2024 r. wydatki na służbę zdrowia mają wzrastać stopniowo do 6 proc. PKB (z obecnych ok. 4,7 proc.). Rząd szuka pieniędzy na ten cel. - Trzeba rozpocząć dyskusję, skąd wziąć te ustawowo gwarantowane środki - powiedział prezes NFZ Andrzej Jacyna (57 l.) podczas ubiegłotygodniowego Kongresu Pracodawców RP. I dodał, że pewnie nieunikniony jest wzrost składki zdrowotnej. - Wszyscy nasi sąsiedzi odprowadzają ją w wysokości 13-15 proc. dochodów. Polska jest krajem z najniższą składką zdrowotną w Europie - argumentował Jacyna. Obecnie wynosi ona 9 proc. Podwyżka do 13-15 proc. nie będzie obojętna dla naszych portfeli. - Wyższa składka zdrowotna oznacza mniejsze pensje dla pracowników, ale także emerytury, bo składkę odprowadzają również emeryci, a waloryzacja świadczeń tej obniżki im nie zrekompensuje - tłumaczy ekonomista Marek Zuber. W przypadku najniższej emerytury podwyżka składki o 4 proc. to ubytek aż 40 zł. Pomysłem oburzona jest opozycja. - PiS chce wprowadzić następny podatek. Pieniędzy na zdrowie miało być więcej, ale z budżetu państwa, a nie z kieszeni Polaków. Cały czas mam w pamięci słowa prezesa Kaczyńskiego (69 l.), który po aferze z nagrodami mówił, że ma być skromniej. Skromniej dla Polaków, którzy będą płacić większe podatki i składki, ale nie dla polityków PiS - oburza się Sławomir Neumann (50 l.), przewodniczący klubu PO i były wiceminister zdrowia (50 l.).
PRZECZYTAJ TAKŻE: Nagrody szeregowych pracowników rządu jak pensje. Zobacz, ile premii dostali [GALERIA]