Coraz więcej znaków na niebie i ziemi wskazuje, że pozwolą one co najwyżej na wegetację. Eksperci Banku Światowego wieszczą, że w 2025 roku liczba emerytów pobierających niższe od minimalnego świadczenia wyniesie już milion osób. Dziś to ok. 100 tys.
Jeśli już za kilka lat będziemy mieli armię skrajnie ubogich emerytów, to wyobraźmy sobie, co będzie za lat 30-40. Dziś z rynku pracy schodzą powoli ludzie, którzy przez większość życia pracowali jednak na umowach o pracę, od których były odprowadzane odpowiednie składki emerytalne. Zdecydowana większość młodych ludzi pracuje zaś na umowach śmieciowych, od których odprowadza się nieproporcjonalne do zarobków składki lub nie odprowadza się ich w ogóle. A przecież w obecnym systemie od tego, ile odłożymy, zależy, ile dostaniemy. Deregulacja rynku pracy, którą tak zachwalało (i zachwala) wielu ekonomistów i polityków, już dziś jest przyczyną miliona problemów społecznych i ekonomicznych, a w perspektywie przyszłych emerytur szykuje nam się absolutna katastrofa.
Warto też zauważyć, że to obecni pracownicy finansują świadczenia obecnych emerytów. Skoro do ZUS trafia coraz mniej pieniędzy, to i brakuje na wypłatę bieżących świadczeń. Problem będzie się tylko pogłębiał. Coraz więcej do emerytur będziemy więc musieli dopłacać z budżetu. W pewnym momencie utrzymanie emerytów stanie się dla państwa ogromnym obciążeniem i większość jego wydatków może iść właśnie na świadczenia.
Aby zapobiec temu czarnemu scenariuszowi, trzeba w końcu wziąć się do naprawy systemu. Co robi w tej sprawie PiS? Dosłownie nic. Woli kruszyć kopie o wiek emerytalny i wije się jak piskorz, nie wiedząc, jak się do tego zabrać. Za swoją przyszłą nędzę możecie więc Państwo podziękować PiS już dziś.