Dr hab. Marcin Napiórkowski jest semiotykiem kultury, zajmującym się mitologią współczesną, pamięcią zbiorową i kulturą popularną. W roku 2015 uzyskał habilitację w dziedzinie nauk humanistycznych (kulturoznawstwo). Prowadzi zajęcia z antropologii kultury, historii filozofii i filozofii kultury. Jest autorem książek Mitologia współczesna (2013) oraz Władza wyobraźni (2014).
Napiórkowski szybka zaznacza, że "Smoleńsk" jest najsłabszym filmem, jaki widział w życiu. Jak stwierdził, długo nie mógł zrozumieć, o co chodzi reżyserowi w trakcie przedstawiania kolejnych zdarzeń. Wówczas jednak przypomniał sobie cytat Umberto Eco tłumaczący, jak rozpoznawać film pornograficzny: - W filmach pornograficznych roi się od postaci, które wsiadają do samochodu i przemierzają całe kilometry, od par, które tracą niewiarygodnie dużo czasu na zameldowanie się w hotelu, panów, którzy marnują cenne minuty w windzie, zamiast od razu udać się do pokoju […] Powody tego stanu rzeczy są oczywiste. Film, w którym Gilberto gwałciłby bez wytchnienia Gilbertę od przodu, tyłu i z boku, byłby nie do wytrzymania. Fizycznie dla aktorów i finansowo dla producenta. Przekraczałby też wytrzymałość psychiczną – widza, aby bowiem doszło do naruszenia obyczaju, w tle musi toczyć się zwyczajne życie. Przedstawienie zwyczajnego życia to dla każdego artysty jedno z najtrudniejszych zadań, natomiast ukazanie zboczenia, zbrodni, gwałtu, tortury jest bez porównania łatwiejsze. […] Jeszcze raz od początku. Wchodzisz do kina. Jeśli bohaterowie więcej czasu, niż pragnąłbyś, poświęcają na pokonywanie odległości dzielącej A od B, oznacza to, że oglądasz film pornograficzny.
Jak ocenia wykładowca UW, w takim rozumieniu pornografię rozpoznaje się po tym, co nie jest seksem. Wszystko poza nim jest bez wartości, zaś same akty pokazane są dosłownie. Tak patrząc "Smoleńsk" jest "dosłownym odpowiednikiem pornografii w świecie filmów teoriospiskowych". Cały film ma w sposób dosłowny pokazać, że Rosjanie dokonali zamachu. W opinii Napiórkowskiego: - Odpowiednikiem aktu seksualnego są więc na ekranie i wybuch, i wykrzywione w nienawiści twarze przeciwników, i mroczna postać rosyjskiego agenta (Jerzy Zelnik) dyktującego wypowiedzi dziennikarzom, zastraszającego świadków, a w razie potrzeby nawet mordującego ich.
Jak argumentuje dalej: - Dosłowności jest jednak w filmie jeszcze więcej. Manifestuje się ona w scenariuszu pozbawionym jakichkolwiek wątków pobocznych, dialogach, którym brakuje choćby odrobiny głębi, płaskich, papierowych postaciach. Nawet sposób kręcenia i wystrój wnętrz jest w jakiś niepokojący sposób pornograficzny (...) u Krauzego na ekranie liczą się tylko te sceny, w których możemy pławić się w dosłowności. Wszystko inne zostało zaniedbane, potraktowane po macoszemu, zepchnięte do roli wypełniacza.
Całość wieńczy zdaniem: - Ten film nie zmieni świata, bo pornografia jest bezpłodna.
Zobacz także: Gwiazda "Smoleńska" DORABIA w biurze europosła PiS