Ostro na linii ZNP - minister Czarnek. 9 października ma odbyć się pikieta przed Ministerstwem Edukacji Narodowej. - Planujemy owszem działania i będzie to pikieta. Jakby się tego doliczyć, to jest to więcej pracy, a nie mniej pracy. Jeżeli chodzi o nauczycieli dyplomowanych, to minister dokłada nie 4 godziny, bo 4 godziny są przy tablicy, a 8 godzin do dyspozycji w szkole, czyli w sumie ten nauczyciel miałby 30 godzin. Minister kieruje swój przekaz do rodziców i społeczeństwa, mówiąc, że to nauczyciel zostanie odciążony od biurokracji, co jest nieprawdą, bo już będzie musiał ewidencjonować 8 godzin dodatkowo. Jeśli 4 godziny dokłada, a za 4 godziny, ponadwymiarowe dostałby 980 zł, a minister dokłada mu 966 zł podwyżki, to jest dokładnie mniej nawet, niż dostałby za te 4 godziny ponad wymiarowe. Nie mówiąc o tym, że minister zabiera takiemu nauczycielowi dodatek w postaci świadczenia urlopowego w wysokości 550 zł, to jest miesięcznie 140 zł. Nie ma mowy o inflacji 5-procentowej, a to jest 228 zł, czyli ten naprawdę ten nauczyciel traci 400 zł, pracując nie 18, a 30 godzin, a dostaje podwyżki 966 zł, a traci 1360 zł. Gdzie tu jest czas poświęcony uczniom, a gdzie jest biurokracja, której ma nie być? To jest jedna wielka manipulacja - mówi nam Wiceprezeska Zarządu Oddziału ZNP Warszawa Śródmieście, Urszula Woźniak.
Co na to minister edukacji? - Pani wiceprezes ZNP nie zrozumiała co powiedzieliśmy i na czym polega propozycja. Nasza propozycja polega na zwiększeniu wynagrodzenia nawet o 36 proc. i o ponad 1400 zł brutto dla nauczycieli. Na to wykładamy ponad 7 miliardów w stosunku rocznym - skomentował dla "Super Expressu" minister Przemysław Czarnek.
PONIŻEJ ZDJĘCIA Z POPRZEDNICH PROTESTÓW NAUCZYCIELI