„Super Express”: - Od tygodnia rządzący odpowiadają protestującym nauczycielom, że pieniędzy już nie ma i na razie nie będzie. I pojawia się pytanie, czy to pokazuje, że w Polsce nie da się już skutecznie przeprowadzać akcji protestacyjnych? W końcu ów protest nadal nie przyniósł oczekiwanych rezultatów…
Jan Wróbel: - W tym przypadku nie chodzi już nawet o brak pieniędzy.
A o co?
Rząd swoim zachowaniem pokazał, że nie ma strategii. To chyba najbardziej przykre w sytuacji, gdy mamy do czynienia ze strajkiem. Musimy się zastanowić, jak to jest możliwe, że trzy lata temu rząd nie wiedział, że będzie dysponował dużymi sumami pieniędzy, które rozdysponuje na wszelkiego rodzaju programy socjalne? To niedorzeczne! Być może gdyby rząd pomyślał to dziś nie byłoby problemu, z którym mamy do czynienia. I mógłby szczycić się ewentualnym sukcesem. Pokazując, że ma apetyt na dobrą edukację i dobre stosunki z nauczycielami.
Nauczyciele narzekają na swoje zarobki nie od dziś. Rząd mógł przewidzieć, że kiedyś nastąpi ten moment, że zaprotestują i zaczną kontestować system. Moment w którym podwyżki dostały inne grupy wydawał się dość oczywisty.
Rząd nie myśli w taki sposób, jak pani to przedstawiła. Rząd kieruje swoje myśli na okres do dwóch miesięcy. Góra trzech! W związku z tym nie wpadł na to, że w pewnym momencie może dojść do tego, co dziś obserwujemy. Przewidzenie pewnych procesów społecznych, nawet oczywistych, jest dla obecnie panującego rządu trudne. Sytuacja jest szczególnie dziwna, bo słyszymy przecież, że rząd jest pod parasolem prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. A on ma przecież opinię niesamowitego stratega.
Nie jest niesamowitym strategiem?
Moim zdaniem nie. Dla części osób Jarosław Kaczyński może i jest wspaniałym strategiem, ale na podstawie tego co widzimy wokół można poddać to w wątpliwość. To, że ktoś tak mówi, nie oznacza jeszcze, że ktoś tym strategiem jest.
Wyszliśmy od tego, czy protest nauczycieli ma sens. Pan sam jest nauczycielem. Akcja strajkowa ZNP i FZZ ma sens?
Oczywiście, że ma. Akcja protestacyjna nauczycieli pośrednio i bezpośrednio zmieni politykę kolejnych rządów. I te zmiany niebawem dokonają się na naszych oczach.
Na razie obserwujemy, że każda ze stron sporu politycznego próbuje protesty wykorzystać jako oręż do walki ze swoim przeciwnikiem. Partie i ich zwolennicy przyklejają się do protestu pod hasłem antyrządowym, PiS i jego zwolennicy krytykują nauczycieli jako „biorących jako zakładników dzieci”. Coraz częściej zapominamy, że to strajk płacowy, coraz częściej mamy wrażenie, że to kolejna odsłona wojny PO i PiS. Choć zapewne większość strajkujących myśli raczej o podwyżkach.
W demokracji duże ruchy społeczne, sportowe czy związkowe są polityczne. W Polsce mamy po prostu tendencję do braku akceptacji dla słowa „polityka”. Zupełnie niepotrzebnie. Zwłaszcza, że nie da się odejść od polityki prowadząc działalność społeczną, która ma wpływ na pewne zmiany, także polityczne. Separowanie działalności związkowej od politycznej nie ma sensu, bo to jedno i to samo. Co zabawne u nas to sami politycy uważają słowo „polityka” za inwektywę. Akceptujemy zrównywanie słów polityka i choroba, zaczynamy traktować je jako jedno. W słowie polityczny nie ma nic złego ani dobrego. To neutralne pojęcie.
Dokąd nas to wszystko zaprowadzi?
Niestety najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest radykalizacja osób biorących udział w proteście. Niektórzy się wykruszą, a ci, którzy zostaną wygrają ten strajk.