"Super Express": - Wraz z Janem Pospieszalskim nakręciła pani dokument "Solidarni 2010" o ludziach biorących udział w uroczystościach pogrzebowych Pary Prezydenckiej. Jak doszło do powstania filmu?
Ewa Stankiewicz: - Bardzo spontanicznie. Na początku chciałam skontaktować się z kimś, kto przybył wcześniejszym samolotem na uroczystości katyńskie i stamtąd dowiedział się o katastrofie samolotu Prezydenta. Tak trafiłam na Janka Pospieszalskiego, który miał te uroczystości relacjonować dla TVP. Udaliśmy się na Krakowskie Przedmieście, żeby porozmawiać na ten temat. I wtedy się zaczęło. Ponieważ Janek jest łatwo rozpoznawalny, ludzie podchodzili do niego, zadawali pytania, dzielili się wrażeniami. Zgromadziło się wokół niego tak wiele osób, że nie mógł ruszyć się ani na krok. Spontanicznie tworzyły się grupy ludzi, których rozmowy nagrywaliśmy. Rozmawialiśmy z ludźmi stojącymi w kolejce do Pałacu Prezydenckiego, i z tymi, którzy czuwali pod Pałacem. Nagrywaliśmy ich w pociągu w trakcie podróży do Krakowa. Tak właśnie zaczęła się wielka sześciodniowa debata narodowa.
- Kim byli ci ludzie i o czym mówili?
- To był przekrój przez całe polskie społeczeństwo. Pospolite ruszenie z całej Polski: górnicy, górale, lekarze, rodziny z dziećmi. Pytałam ich, dlaczego tu przyszli i co czują. Rozmowy ujawniły, że ogromna część naszego narodu była dotąd na emigracji wewnętrznej. Przez całe lata ci ludzie byli nazywani moherami i ciemniakami. Retorycznie pytali nas, czy tak właśnie wyglądają. Swoją obecnością chcieli pokazać, że to, co widzimy w mediach, ma niewiele wspólnego z tym, co się dzieje tu i teraz. I że media, które przez lata obrażały Prezydenta, obrażały także ich. Miliony ludzi, które głosowały na Lecha Kaczyńskiego. Teraz muszą się tłumaczyć, że i oni mają po dwa fakultety, pozakładali rodziny, wiodą normalne życie, ale jednocześnie chcą żyć według wartości, które podzielał Prezydent. Chcieli podziękować zmarłemu Prezydentowi za uczciwość. Za to, że nie zapominał o nich. Z jednej strony odczuwali potrzebę bycia razem, wspólnego przeżycia bólu i żalu w takiej chwili. Ale źródłem ich spotkania była też troska i lęk o Polskę. Mówili rzeczy, które nie były dotąd często słyszane w mediach. Z goryczą pytali o to, kto organizował ten lot i jak można było dopuścić, by wszyscy lecieli razem. Zastanawiali się, czy to nie był zamach.
- Myśli pani, że ten masowy udział w uroczystościach żałobnych zostawi w nas jakiś ślad?
- Ci ludzie zebrali się tam, żeby wyrazić wspólnie współczucie dla ofiar tragedii, ale także dla samych siebie jako narodu, który pozostał w gruncie rzeczy bez głowy. Przyszli też w nadziei na to, że uda im się sięgnąć do źródeł tej pierwszej Solidarności, która walczyła o pluralizm i wolność słowa. Obie te kwestie nasi rozmówcy często poruszali. Ta ogromna część społeczeństwa, która w ostatnich latach została zepchnięta na margines, jest dziś spragniona wolności słowa dla siebie we własnym kraju. Wszyscy oni mówili głosem prezydenta, którego tak długo przedstawiano negatywnie i jednostronnie.
Ewa Stankiewicz
Reżyserka i scenarzystka filmowa, współautorka filmu "Trzech kumpli" dla telewizji TVN, współautorka "Solidarni 2010", którego premiera odbędzie się dziś, w TVP 1, o godz. 20.20