"Super Express": - Nie ciąży panu emerytura polityczna w takim wieku?
Aleksander Kwaśniewski: - Gdyby można było dokładnie planować kariery polityczne, mógłbym się zgodzić, że prezydentem zostałem za wcześnie. Jestem jednak ostatnim, który powinien narzekać. Mówi pan "emerytura polityczna", a ja nazwałbym to "polityką inaczej". Prowadzę zajęcia ze studentami, jestem członkiem różnych ciał, w których dzielę się doświadczeniem. Wiek polityków obejmujących ważne funkcje zmniejsza się zresztą wszędzie na świecie. Weźmy choćby Obamę, Blaira, Sarkozy'ego.
- Tony'ego Blaira nudzi jednak "polityka inaczej". Przymierza się właśnie do fotela tzw. prezydenta Unii Europejskiej. Liczy pan na karierę w Europie?
- Taką ofertą, pozwalającą zajmować się czymś istotnym w strukturach międzynarodowych, byłby zainteresowany każdy polityk. I na pewno bym nie odmówił. Nie są to jednak oferty częste, a i wyborów dokonuje się według szczególnych zasad. Polska w strukturach europejskich jest obecna stosunkowo krótko. I te realia są dość twarde.
- Plotkuje się o pańskim powrocie do krajowej polityki. Kwaśniewski myśli ponoć o nowym ugrupowaniu na lewicy.
- Nie przymierzam się do żadnego ugrupowania. Jeżeli partie musiałyby się odwoływać do osób, które dawno krajową politykę opuściły, oznaczałoby to kryzys. Osiągnąłem w polskiej polityce szczyt i trudno wyobrazić sobie jakąś formalną pozycję, która mogłaby być naturalną konsekwencją mojej działalności. Były prezydent też brzmi dumnie. I pomysł, żebym ja bądź Lech Wałęsa zostawał przewodniczącym partii, organizował jakieś nowe ugrupowanie, jest utopijny. Na razie wspieram SLD i życzę mu jak najlepiej. Lewica oczywiście powinna być bardziej zjednoczona, działać sprawniej. Mogę jednak jej pomagać, stojąc z boku, doradzając.
- Kryzys kojarzony z kapitalizmem, laicyzujące się społeczeństwo i wojna dwóch ugrupowań deklarujących się jako prawicowe. To dobry klimat na pojawienie się dużej partii lewicowej. Tymczasem bieda
- Świat jest bardziej skomplikowany. Podziały na lewicę i prawicę mają teraz mniejsze znaczenie, zwłaszcza na Zachodzie. Prawicowi politycy, jak Merkel czy Sarkozy, stosują w walce z kryzysem paletę metod socjalistycznych. Interwencjonizm, pomoc dla upadających firm, dotacje dla instytucji finansowych. Lewica europejska, ale i polska, idąca przez 20 lat drogą rynkowych, liberalnych metod, zatraciła swoją wyrazistość. To nie tylko nasz problem.
- W Polsce wygląda to jednak szczególnie słabo, na lewicy widać lukę pokoleniową.
- Ta luka jest obiektywna i nie ponoszę za nią winy ani ja, ani żaden z liderów lewicy lat 90. Ostatnia grupa młodych pojawiła się w PZPR przed 13 grudnia 1981. Stan wojenny spowodował, że odnajdywali się w organizacjach opozycyjnych. To wahadło zaczęło się odwracać dopiero pod koniec lat 90. Ale prawdziwy kryzys dla lewicy przyszedł po 2005 r., razem z wyczerpaniem władzą i sporami wewnętrznymi. I wciąż nie może z tego stanu wyjść. Żeby walczyć o więcej, lewica musi być bardziej aktywna, z bardziej wyrazistym przywództwem. Dopiero to może zainteresować wyborców, zwłaszcza młodych. Wzrost zainteresowania lewicą nie musi jednak przełożyć się automatycznie na głosowanie na SLD.
- Rok temu w rozmowie z nami chwalił pan grupę młodych działaczy z Olejniczakiem i Napieralskim na czele.
- Cóż, pokolenie, które budowało ze mną SdRP na początku lat 90., było nadmiernie utalentowane. W Sejmie miałem 60 posłów i były to niemal same indywidualności. Obecne pokolenie 30-latków na lewicy nie jest tak liczne. Po drugie, talenty nie są sprawiedliwie obdzielane. Na razie niekwestionowanego i utalentowanego lidera na lewicy nie widać. Być może dopiero się kształci, więc nie przekreślałbym obecnych przywódców SLD. Często na takich liderów czeka się latami. Laburzyści czekali w opozycji na Blaira 16 lat.
- A może tacy liderzy są, ale nie palą się do wyborów prezydenckich. Włodzimierz Cimoszewicz pojawił się w sondażach jako pogromca Tuska. Robi błąd, rezygnując?
- To polityk wysokiej klasy. Jego doświadczeniem można obdzielić kilka osób: był premierem, marszałkiem, ministrem, posłem. Nie wiem, czy jest jeszcze jakiś taki polityk. Cimoszewicz jest jednak samotnikiem, który ma kłopot z działalnością zespołową. Byłoby czymś bezsensownym pielgrzymowanie do Puszczy Białowieskiej i przekonywanie go piąty czy dziesiąty raz, by zechciał walczyć. Uszanujmy jego decyzję. Nie podjął jej pod wpływem chwili, nie powinna więc zaskakiwać. SLD mimo wszystko jest partią poważną i nie może do ostatniej chwili nie wiedzieć, kogo wysunąć na prezydenta.
- Tej "powagi" Cimoszewicz nie podziela. W ostrych słowach skrytykował postawę SLD wobec rządu Tuska. Wygląda na to, że chce ustawić lewicę w roli Platformy-bis. Tylko po co wyborcom kopia, skoro mogą wybrać oryginał?
- W jego opinii chodziło o coś innego. SLD nie ma małpować, ale być alternatywą dla PO. Ale nie można udawać, że w programie SLD zabrakło punktów stycznych zarówno z Platformą, jak i PiS. Nie można ustawiać się w roli totalnej opozycji antyrządowej. I Cimoszewicz jako państwowiec to widzi. Kierownictwo SLD powinno poważnie przemyśleć jego słowa, a nie gniewać się, że padły publicznie.
- Pan namawia do startu Jerzego Szmajdzińskiego, ale sondaże dają mu 5-6 proc. poparcia.
- Tak, namawiam. I uważam, że może liczyć na więcej. W obecnym gronie SLD to polityk najlepiej przygotowany zarówno do kampanii, jak i sprawowania urzędu. Człowiek rozpoznawalny, z dorobkiem.
Aleksander Kwaśniewski
Były prezydent RP