Wojna na Ukrainie wybuchła w czwartek (24 lutego). Rosjanie weszli na teren tego kraju i zaczęli najpierw niszczyć obiekty wojskowe i strategicznie. Potem za cel obrali obiekty cywilne. Zniszczonych zostało wiele budynków, w których mieszkali zwykli obywatele Ukrainy. Największe walki toczą się obecnie w Charkowie. Ania jest wolontariuszką jednego z domów dla samotnych matek z dziećmi. W rozmowie z PAP przyznała, że "wszystko jest w ogniu". Dodała, że dzień przebiega jak zwykle. W przedszkolu są zabawy, a w razie zagrożenia wszyscy chronią się w piwnicy. - Charków cały czas jest pod ostrzałem. Od rana było niespokojnie, ale teraz idzie rosyjski atak. Wszystko jest w ogniu. Ludzie w centrum chowają się w piwnicach, w metrze - powiedziała w rozmowie z PAP wolontariuszka w domu dla samotnych matek z dziećmi w Charkowie.
Polecany artykuł:
Placówka znajduje się w pobocznej dzielnicy miasta - po przeciwległej stronie do obecnej linii rosyjskiego ataku. - Tutaj tylko słychać wybuchy, jeszcze do nas one nie doszły. Jest jednak bardzo głośno. Jesteśmy w placówce z dziećmi, ich mamami i siostrami zakonnymi - zrelacjonowała. Dodała, że wojsko rosyjskie idzie na razie z innej strony. - Mogą jednak dojść do nas - przyznała. - Mamy tu przedszkole, które jest niższe, bardziej osadzone przy ziemi. Dlatego w nim się znajdujemy. Mamy jednak też piwnicę, do której idziemy w razie alarmu, zagrożenia - dodała.
Pod opieką zakonnic i wolontariuszy jest blisko 30 dzieci oraz 24 mamy. Dzieci są w różnym wieku. - Jest tu także moja rodzina: mama, dwóch braci, siostra, ale także siostry zakonne Kamiła i Renata. Te kobiety i dzieci mieszkają w tej placówce na co dzień. My się nimi opiekujemy - powiedziała Ania.
W tym momencie wszyscy w domu dziecka starają się zachowywać spokój tak, aby najmłodsi jak najmniej odczuwali tę sytuację. - One tego nie rozumieją. Nie do końca wiedzą, co się stało. Dzień idzie jak zawsze, są zabawy w przedszkolu, a w razie czego idziemy do piwnicy. Siostry miały taki plan, aby stąd się wydostać, wyjechać do Polski. Na drogach w tym momencie jest jednak bardzo niebezpiecznie, a nas jest dużo. Potrzebne byłyby trzy duże samochody - mówiła w rozmowie z PAP.
Pytana, skąd znajduje siłę na zachowanie spokoju w tak trudnym momencie powiedziała, że odnajduje ją w Panu Bogu.- Gdzie jeszcze szukać tych sił? Tylko w modlitwie. Bardzo dużo ludzi do nas pisze i dzwoni. Tak z Polski, jak i z innych miejsc w Ukrainie. Teraz nie mamy na co narzekać. Ci, którzy są w centrum, mają znacznie gorzej. Tam jest bardzo gorąco. Strach jest, to oczywiste, bardzo duży strach - powiedziała.
Wielu jej znajomych mieszka w centrum miasta. - Bliscy mi ludzie znajdują się trzeci czy czwarty dzień w metrze i nie mogą wyjść. Nie mają co jeść, nie mają co pić. Bardzo dużo ludzi dziś zginęło. Ok. 20 osób zabito od rana w tym ostrzale - dodała ze smutkiem w głosie. - Dziękuję Polakom i Polsce za każdą pomoc i dobre słowo" - powiedziała na koniec.
Od kilku dni na łamach "Super Expressu" dokładnie relacjonujemy to, co dzieje się w związku z wojną na Ukrainie. Nasi dziennikarze pilnują, aby wszystkie najważniejsze informacje znalazły się w relacji na żywo.