NAJMAN WIE NAJLEPIEJ: 1920. Bitwa Warszawska – moja opinia

2011-10-11 22:00

"1920. Bitwa Warszawska”. Czekałem, czekałem i... się rozczarowałem. Miał być rzetelny film historyczny, a wyszło naiwne byle co z historią kochanków, którzy spotkali się jakby z przypadku. Zawiodło również 3D, sceny batalistyczne prezentują się blado na tle konkurencji. Co to w ogóle jest?

Jako historyk z zamiłowania/miłośnik historii, z niecierpliwością czekałem na premierę filmu „Rok 1920. Bitwa Warszawska”. Mimo uszu puściłem wypowiedź Jerzego Hoffmana, że „film nie może być źródłem czerpania wiedzy historycznej, a jest tylko fabułą”. Umyśliłem sobie, że to będzie dobre historyczne kino – więc tak miało być, i basta!

W kinie czułem się tak, jak przed wejściem na ring

Kiedy usiadłem w sali kinowej, nie byłem w stanie ukryć ekscytacji. Każda minuta oczekiwania ciągnęła mi się w nieskończoność. Chciałem wreszcie zobaczyć „1920. Bitwa Warszawska”, nie miałem ochoty dłużej czekać! W końcu pojawiło się dzieło godne Marszałka Piłsudskiego!

Niestety. Im dłużej trwał film, tym większe czułem rozgoryczenie. Wizja reżysera różniła się od rzeczywistości. Oddział ukraiński ratujący polskiego ułana przed Sowietami to dość naiwny obraz. Wieniawa jako spokojny i wyważony człowiek w średnim wieku to już poważne uchybienie.

Historia miłości polskiego ułana z tancerką wyglądała jak wyprana z uczuć, przypadkowa. Zamiast ognistej fascynacji, emocji – nuda. Efekty 3D bardziej przeszkadzały niż pomagały, tylko momentami czułem, że oglądam film w technologii 3D. Sceny batalistyczne z „Troi” i „Gladiatora” były nieporównywalnie lepsze – choć wyprodukowano je w klasycznej technologii 2D.

Osłodą była mi znakomicie odegrana sylwetka Marszałka Józefa Piłsudskiego przez Daniela Olbrychskiego, wiernie oddane szczegóły zachowania, mimiki, poruszania się. Drugi godny uwagi element to bez wątpienia uroda Nataszy Urbańskiej, jej wielki talent taneczny i wokalny.

Reszta niewarta czasu.

Budżet ogromny, sala wypchana
Lecz fabuła Hoffmana,
Nie rzuca na kolana