Pada pytanie, kto jest winny tej tragedii. Nie można obwiniać całej klasy politycznej, choć generalnie jest ona jakościowo słaba. Nie wskażę tu winnych, ale atmosferę prowadzącą do tragedii przygotowali ci uczestnicy życia publicznego, którzy nie potrafią utrzymać na wodzy swojego temperamentu polemicznego. Nie zawsze też zdają sobie sprawę z konsekwencji wpływu na społeczeństwo.
Jarosław Kaczyński wskazując jako winnych Tuska czy Palikota, stawia się na pozycji wyroczni, której niepotrzebny jest system sprawiedliwości. Nawet w obliczu tak wielkiej tragedii, jak wczorajsza, polityk demokratyczny powinien poczekać. To prawda, że część polityków wprowadzała pewien ferment, nie nawoływali jednak do linczu.
Do podobnej tragedii nie doszło w 1981 r., nie doszło przy ostrych sporach lat 90. między postsolidarnością i postkomuną. To, że miała miejsce teraz, nie powinno nas jednak dziwić. Najgorsze kłótnie zawsze zdarzają się w rodzinie. Psychologowie, socjologowie czy politologowie od miesięcy wskazywali też, że podkręcanie agresji przez polityków nie pozostanie bez wpływu na więzi społeczne. Wzywali do zejścia z tej drogi, by nie doszło do przekroczenia Rubikonu. Zwykli ludzie obserwując to, co robią politycy bądź elity państwa, mogli w pewnym momencie poczuć się zwolnieni z hamulców etyczno-moralnych. Nie chcą być frajerami na tle tych, którzy w polityce tę agresję eskalują. Na to nakłada się niestety źle działające państwo prawa.
Prof. Wawrzyniec Konarski
Wykładowca SWPS i UJ