We czwartek pisaliśmy o dramatycznym apelu sędzi Trybunału Konstytucyjnego Krystyny Pawłowicz do ministra spraw zagranicznych Zbigniewa Rau o pomoc w przewiezieniu pacjenta do Polski. Wiadomo już, że dla mężczyzny znajdzie się miejsce w Polsce. - Klinika Budzik jest gotowa przyjąć Polaka, który decyzją brytyjskiego sądu został odłączony od pokarmu i wody. Nie ma problemu z przewiezieniem pacjenta do nas – powiedział prof. Wojciech Maksymowicz, poseł Porozumienia i członek rady nadzorczej kliniki opiekującej się pacjentami w stanie wegetatywnym. Kolejne interwencje ministerstwa spraw zagranicznych i prezydenta Andrzeja Dudy spełzały jednak na niczym. W obliczu kurczącego się czasu, rząd zdecydował się na bezprecedensowy krok. W piątek z Warszawy do konsulatu w Londynie wysłano... paszport dyplomatyczny z danymi Polaka.
Wiceszef ministerstwa sprawiedliwości Marcin Warchoł dodał, że jednocześnie ruszyła procedura objęcia pacjenta immunitetem dyplomatycznym, co wyłączyłoby go spod jurysdykcji brytyjskich sądów i pozwoliło przetransportować do Polski. - To dopiero początek do dalszych starań, teraz przygotowywane jest wystąpienie do rządu brytyjskiego, aby to uprawomocnić - potwierdził w programie "Newsroom" WP neurochirurg prof. Wojciech Maksymowicz.
Sprawę bez precedensu w historii dyplomacji skomentował były attaché wojskowy w Afganistanie płk. rez. Piotr Łukasiewicz. - Rząd w Warszawie postanowił wysłać paszport dyplomatyczny osobie, która dyplomatą nie jest. W ten sposób, stosując narzędzie zgoła nie do zastosowania w tej sprawie, wtargnął w poprzednie aspekty (dot. kwestii etycznych i prawnych - red.), próbując narzucić swoją ideologiczną wizję tego skomplikowanego zagadnienia - mówił w radiu TOK FM dyplomata.
Łukasiewicz dodał, że paszport dyplomatyczny wiąże się z immunitetem, ale nie jest to ochrona bezwzględna. Tu działa zasada wzajemności. Czyli traktujemy dyplomatów z innych państw u siebie tak, jak chcielibyśmy, aby te państwa traktowały naszych ludzi. Co ważne, taki immunitet przysługuje osobom akredytowanym w danym państwie. To znaczy, że kraj wysyłający daną osobę, poinformował partnera, że ten będzie u nich działał, a partner wyraził na to zgodę - wyjaśnia były ambasador RP w Kabulu.
- Nie można brutalnie wkraczać w system prawny innego państwa przy użyciu trików i sztuczek, które mają uzasadniać jakieś ideologiczne pozycje, które Polska przyjmuje - surowo ocenia były wojskowy.