Wiwat Welconomy
Ale w popadnemicznej rzeczywistości najistotniejsza była chyba możliwość obcowania z ludźmi. Kuluarowe rozmowy, ploteczki, wymiana wizytówek, spotkanie starych znajomych, a wieczorem bankiet sprzyjający poznaniu nowych osób. Bardzo różnych. Twórcy Welconomy Jackowi Janiszewskiemu (w zamierzchłych czasach AWS był ministrem rolnictwa) udało się bowiem stworzyć imprezę otwartą, na której nie obowiązują zasady opozycyjnego bądź rządowego sekciarstwa. Można było spotkać i tych z opozycji, i tych z koalicji. Co więcej oni mogli się spotkać też ze sobą. I porozmawiać.
Niby nic nadzwyczajnego, ale w obecnej Polsce to duża wartość. Mniej więcej od słynnych urodzin Roberta Mazurka opozycyjne media wychodzą z założenia, że nieformalne kontakty ludzi różnych proweniencji politycznych to skandal, zdrada i hańba. Bojąc się medialnego pręgierza, polskie getta – i tak zamknięte – pozamykały się jeszcze bardziej. Z okopu nie wychodzi się już na ziemię niczyją. Co najwyżej idzie się do telewizji czy radia, żeby tam glanować oponentów.
Tymczasem, zwłaszcza w czasach geopolitycznej zawieruchy, politycy różnych obozów nie tylko mogą, ale wręcz powinni utrzymywać relacje. Muszą istnieć kanały kontaktu między nimi – i do tego służą właśnie rauty, polowania (kiedyś), uroczyste premiery czy imprezy w rodzaju Welconomy. Muszą istnieć miejsca, gdzie polityk rządu i polityk opozycji rozmawiają ze sobą bez kamer i publiczności. Bo wtedy mówią do siebie, a nie do swoich wyborców.