- Jest mi przykro, że brałem w tym udział. Chciałem wykazać nieprawidłowości popełniane przez funkcjonariuszy publicznych - mówił Lassota. Jak przyznał, był przekonany, że bierze udział w sprawie zorganizowanej przez służby dla wyższego celu. - Nie chodziło o pieniądze ani wywołanie afery, ale o ideologię. Pieniądze, które dostałem, przekazałem na cele charytatywne - kajał się. I twierdził, że nie znał zleceniodawców, bo kontaktował się z nimi drugi kelner, również oskarżony w tej sprawie - Łukasz N. (35 l.). - Był bardzo tajemniczy. Zleceniodawców w rozmowach nazywał wujkami, babciami czy dziadkami - twierdzi.
Obok kelnerów na ławie oskarżonych zasiada również biznesmen Marek Falenta (43 l.) oraz jego współpracownik Krzysztof R. (36 l.). Wszystkim grozi do 2 lat pozbawienia wolności.