Maciej Łopiński

i

Autor: archiwum se.pl

Maciej Łopiński: Myślałem, że związki gangsterów z polityką to już przeszłość

2012-08-25 4:00

W rozmowie tygodnia "Super Expressu" Maciej Łopiński (PiS):

"Super Express": - Co mówi gdańska ulica o sprawie Marcina P. i Amber Gold?

Maciej Łopiński: - Głównie dziwią się temu, że człowiek wielokrotnie karany mógł prowadzić interesy o takiej skali. Zwykły człowiek z małą firmą co i rusz jest weryfikowany. Rozmaite instytucje potrafią go ścigać nawet za kilkadziesiąt złotych, musi przedstawiać zaświadczenie o niekaralności. A w przypadku Amber Gold nikt oprócz Ministerstwa Gospodarki wicepremiera Pawlaka takich zaświadczeń jakoś nie wymagał.

- I to "jakoś" wyjaśniają to sobie tak, że...

- Że to fatalny obraz naszego państwa. Nie zgadzam się z tymi, którzy mówią, że nie można mówić, że państwo zawiodło. Zawiodło, bo jego podstawowym obowiązkiem jest zapewnienie obywatelom bezpieczeństwa. Za stan państwa odpowiada zaś rządząca od 5 lat Platforma.

- Pan o Marcinie P. usłyszał na jednym z tych spotkań elit towarzyskich i biznesowych Trójmiasta, o których się mówi?

- Nie, gdyż nie bywam na takich spotkaniach.

- No tak, któregokolwiek polityka zapytam, to okazuje się, że nie bywa. Na spotkania polityków z biznesem przychodzą sami biznesmeni?

- Naprawdę nie bywam. Unikałem tego, zwłaszcza gdy pracowałem w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nie dostawałem zresztą zaproszeń ani od Amber Gold, ani od OLT. Gdyby były, zapewne bym z nich nie skorzystał. O Marcinie P. usłyszałem przy okazji linii lotniczej OLT. Na lotnisku widoczne były dziesiątki samochodów mini morris w barwach i z napisami OLT. Wszystkie nowe, nieużywane. To była ciekawostka, choć niepokojąca.

- Dziś każdy może powiedzieć, że go to niepokoiło.

- Niepokoiło w tym sensie, że przypomniało mi firmę Air Polonia, która też latała po kraju i po kilku miesiącach splajtowała. Nie kojarzyłem tego z jakąś grubszą aferą. Trzeba sobie jednak powiedzieć, że nie jest wcale tak łatwo leasingować airbusa. Tam są kolejki, pewien okres oczekiwania.

- Z wypowiedzi wielu osób wynika, że jakoś nikogo w Gdańsku nie zaskoczyło pojawienie się młodego człowieka, który szasta pieniędzmi na różne imprezy, staje się właścicielem linii lotniczej.

- Były różne podejrzenia. Dlatego jestem zwolennikiem powołania komisji śledczej, na której można nieco szerzej niż w przypadku prokuratury czy sądu sprawdzać pewne rzeczy i wątki.

- Pamiętam komisję w sprawie afery hazardowej. Co pańskim zdaniem wyjaśniła?

- No wie pan, ale tu przytacza pan przykład posła Sekuły jako jej szefa, a to jest jakieś ekstremum. Nie wierzę, żeby drugi raz PO zdecydowała się na taki wariant. I mimo wszystko trochę z obrad komisji się dowiedzieliśmy. Choćby o tym, jak przedsiębiorcy rozmawiają z politykami Platformy. Słyszałem też komentarze, że komisja jest bez sensu, bo powiela pracę wymiaru sprawiedliwości. Otóż nie musi powielać, może uzupełniać. Są w planie śledztwa wątki z tajemniczymi biznesmenami, a nawet gangsterami...

- Słyszał pan o biznesmenie Mariusie O. który miał stać za szefem Amber Gold?

- Oczywiście, to znana postać w Trójmieście. Słyszałem też, że wypiera się znajomości z Marcinem P. W tropie, w którym pojawia się jego nazwisko, pojawia się też nazwisko Skotarczaka, nieżyjącego już biznesmena, a wcześniej gangstera o ksywie "Nikoś", który został zamordowany w domu publicznym.

- Mamy 2012 rok, a te opowieści przypominają lata 90.

- Myślałem, że takie związki świata gangsterów z biznesem i polityką należą już do przeszłości. Pamiętam to z lat 90., choć wtedy wszyscy na wyrywki zaprzeczali istnieniu mafii w Polsce. I jeżeli teraz o tym słyszymy, to aparat państwa powinien słyszeć o tym wcześniej. Niestety, zawiódł. Nie tylko wymiar sprawiedliwości.

- Kto jeszcze?

- Służby! Premier Tusk twierdzi, że jego opinia o Amber Gold przy okazji rozmowy z synem pochodziła z mediów, że nie miał informacji ze służb. To co te służby robiły?! To tłumaczenie premiera jest jednak dziwne, gdyż są informacje, że ABW jakieś raporty na temat Marcina P. jednak przedkładała. Służby kiedy chcą, działają u nas w dziwny sposób.

- To znaczy?

- Pamiętam, że ABW interesowała się np. SKOK-ami. Wtedy tej "czujności" nie brakowało. Zdziwiłbym się więc, gdyby nie zainteresowały się Amber Gold. To nasuwałoby też pytania o związki Marcina P. z politykami.

- Pańskim zdaniem były częste?

- Tego właśnie nie wiadomo. Z tego powodu warto byłoby powołać do życia komisję śledczą. Biznesmen obracający takimi kwotami pozostaje zazwyczaj w styku z władzami, przynajmniej lokalnymi. Nasuwa się pytanie o prezydenta Gdańska, Adamowicza, który wygłaszał peany na temat Amber Gold, a teraz musi wstydliwie usuwać je ze swoich stron internetowych. Zastanawia mnie brak reakcji ministra Nowaka na wypowiedzi szefa portu lotniczego na temat Marcina P. i OLT. Choć możliwe, że w jego przypadku, podobnie jak w przypadku prokuratora Seremeta, powodem jest urlop. Pechowo trafili.

- Poseł Andrzej Jaworski i gdańscy samorządowcy PiS ogłosili już istnienie "układu gdańskiego". I zasugerowali, że trójmiejscy działacze PO musieli wiedzieć, kim jest Marcin P., że spotykali się z nim...

- Cóż, trudno mi wchodzić w sferę takich przypuszczeń... Wiem, że Andrzej Jaworski złożył deklarację, że we wrześniu ujawni osobę z władz Platformy, która miała się kontaktować z szefem Amber Gold.

- Naprawdę wierzy pan, że jak mówią politycy PiS: "zatrudnienie syna premiera na lotnisku to przejaw układu, którego patronem jest Lech Wałęsa"? Brzmi to nieco...

- Tego nie wiem. Wiem natomiast, że rekomendowanie syna premiera przez prezesa portu lotniczego u jednego z klientów portu jest czymś niebywałym. Słyszałem już jego tłumaczenia, że to nie problem, bo "port wspiera wszystkie linie lotnicze". Ręce opadają. Przecież tu jest ewidentna sprzeczność interesów, a ten człowiek udaje, że nie wie, o co chodzi.

- To prawda, ale czy to od razu "układ"?

- Owszem, to mogła być zwykła chęć podlizania się premierowi. Pamiętam też oświadczenie redaktora naczelnego pomorskiej "Wyborczej", w którym do Michała Tuska pisał, że mają prawo się czuć oszukani i nie tak wyobrażali sobie koniec współpracy. Prawdą jest, że Pomorzem Gdańskim rządzą od dekady ludzie Platformy bądź z jej kręgu, ale problem jest szerszy, ogólnopolski.

- Dlaczego?

- Bo PO rządzi już całym krajem. Nikogo za rękę nie złapałem, ale wątki wiążące Marcina P. np. z EURO 2012 mogą być ciekawe. Cóż, politycy rządzący zbyt wiele kadencji mają tendencje do odrywania się od rzeczywistości. Platforma powstała jako partia antyestablishmentowa. Potem zdecydowała jednak, że do wygrania jest więcej ramię w ramię w establishmentem.

- Stali się lokalnymi baronami, których krytykowali, jak rządził SLD?

- Gdybym ja, będąc w Kancelarii Prezydenta, utrzymywał jednocześnie np. stanowisko szefa regionu PiS, to byłaby gigantyczna burza. Tymczasem minister Sławomir Nowak, będąc u prezydenta Komorowskiego, pozostawał szefem regionu pomorskiego PO. Z jakiegoś powodu nie chciał z tego zrezygnować. U nas Aleksander Szczygło w takiej sytuacji zrezygnował.

- Wie pan, może w Platformie to jest jakieś poważne stanowisko. Może w PO są baronowie, a w PiS taki lokalny szef to tylko "baronek"? Poseł Hofman niedawno bronił się rękami i nogami przed objęciem struktur PiS w Koninie...

- Nie chcę wchodzić w takie wewnętrzne sprawy partii, bo choć jestem posłem, to nie jestem członkiem PiS. Nie wykluczam, że może jest jakaś istotna różnica. Jest też niestety pewna różnica między Donaldem Tuskiem, jakiego znałem przed laty, a tym dzisiejszym.

- Jaka różnica?

- Dawnego Donalda Tuska bolałoby to, jak państwo kompromituje się zarówno przy okazji Amber Gold, jak i przy okazji tragedii smoleńskiej. Mówienie, że państwo zdało egzamin, bo dobrze zorganizowało 96 pogrzebów ofiar, to jakaś nieludzka drwina. To powiedzmy, że w sprawie Amber Gold państwo też zdało egzamin, bo przecież jak ludzie zostali naciągnięci, to prokuratura ruszyła i prowadzi śledztwo. W czym problem?

Maciej Łopiński

Poseł PiS, były szef Gabinetu Prezydenta Lecha Kaczyńskiego

Nasi Partnerzy polecają