Skąd w nas tyle niewiary? Z doświadczenia. Jesteśmy mądrym narodem, więc nasza niewiara w polityków jest jak najbardziej uzasadniona. Przez lata obserwowaliśmy przecież, jak ci sami panowie i te same panie raz za razem uderzali się nawzajem poniżej pasa, jak celowo i z wyrachowaniem używali języka nienawiści, pomówień, insynuacji, bo wszystkie te chwyty działały. Nie było nikogo, kto stanowczo powiedziałby takim politykom: nie. Nie karcili ich szefowie wielkich partii. Nie przywoływali do porządku, czy jak to powiedział brutalnie Ryszard Bugaj w "Rzeczpospolitej", nie mówili takim "łepkom" "do budy".
Także dziennikarze nie skazywali na niebyt zwykłych politycznych łobuzów i awanturników demolujących z rozmysłem naszą polityczną scenę. Bo awanturnicy ze świńskimi ryjami byli przecież tacy barwni. Programy? A kto by się przejmował programami partii i czego one chcą dla tego kraju? I tak oto doszliśmy krok po kroku do następującego wyniku: 67 procent Polaków uważa, że polscy politycy po tragedii smoleńskiej nie będą się szanować. Czyli będzie jak było wcześniej.
Ponad 62 procent z nas uważa, że wspólny prezydent z Platformy Obywatelskiej i z Prawa i Sprawiedliwości to zły pomysł. Ten wynik to pokłosie naszej niewiary w możliwość wystawienia jednego kandydata przez dwie największe partie na naszej scenie politycznej. Nie wierzymy, że potrafią ze sobą rozmawiać. Szykujmy się więc na brutalne igrzyska...