Mur nie upadłby bez Polaków

2009-11-09 1:30

W 20. rocznicę wydarzeń w Berlinie drogę i problemy dotyczące zmierzchu NRD wspomina publicysta Basil Kerski.

"Super Express": - Wojnę z III Rzeszą prowadził wolny świat oraz sowiecki totalitaryzm. Spotkanie tych światów oznaczało dla Niemców powstanie dwóch państw. Namacalnym i symbolicznym znakiem tego podziału stał się mur berliński. Runął równo 20 lat temu...

Basil Kerski: - Zachodnie Niemcy nigdy nie uznały obywatelstwa NRD, traktując oba kraje jako polityczną wspólnotę. Jednak mentalnie, od połowy lat 70., obywatele i elity RFN niejako pogodziły się z podziałem, nabierając przekonania, że w perspektywie XX wieku zjednoczenie nie będzie możliwe.

- Jak to wyglądało w NRD?

- Początkowo Związek Sowiecki i władze NRD chciały zjednoczenia, ale oczywiście na warunkach Stalina. Jego propozycja z 1951 r. nie została jednak zaakceptowana przez Zachód, gdyż oznaczałaby poszerzenie strefy sowieckich wpływów. Dopiero po wybudowaniu muru, po 1961 r. władze wschodnioniemieckie zmieniły narrację, podkreślając istnienie dwóch państw. A w latach 80. chciały nawet stworzyć wschodnioniemiecką tożsamość narodową, dodając do antyfaszystowskiego mitu założycielskiego NRD tradycję pruską, co zresztą irytowało wielu Polaków.

- Zjednoczenie zaskoczyło Niemców?

- Do świadomości wszystkich Europejczyków dotarły zasadnicze przemiany w Polsce. To zwiększyło presję na władze enerdowskie. Jednak do 9 listopada mało kto myślał, że zjednoczenie nastąpi tak szybko i w takim kształcie. Nawet Helmut Kohl.

- Europa nie skakała z radości. Zwłaszcza Francja i W. Brytania...

- Jeszcze w grudniu 1989 r. prezydent Mitterand był z wizytą w Berlinie Wschodnim. W obu państwach niemieckich odczytano to jako wyraz dystansu wobec zjednoczenia. Paryż zmienił zdanie dopiero pod wpływem opinii Waszyngtonu i przy braku oporu Moskwy. Margaret Thatcher też otwarcie wyrażała zaniepokojenie sytuacją w Niemczech. Przede wszystkim obawiała się, że duże niemieckie państwo zachwieje dotychczasowym układem sił w EWG.

- Z której strony muru była największa presja do zjednoczenia?

- Dla elit Niemiec zachodnich oznaczało to zachowanie wiarygodności, bo konstytucja RFN mówiła, że celem tego państwa jest dążenie do zjednoczenia. Kohl był jeszcze stosunkowo młodym politykiem, aktywny był ciągle Willy Brandt, legenda socjaldemokracji. Dla nich podział kraju był stanem nienaturalnym. Na wschodzie mieliśmy nie tylko euforię spowodowaną upadkiem dyktatury, ale też szok wynikający z odkrycia prawdziwego stanu gospodarki. Honecker stawiał się w opozycji do reform w Polsce, wskazując na stabilność komunistycznego systemu. Jesienią 1989 r. kłamstwo wyszło na jaw. Okazało się, że NRD, tak jak PRL, jest bankrutem. Pojawiło się pytanie o charakter reform: czy zachodnia marka przyjdzie do nas, czy my przyjdziemy do niej?

- Czy NRD groziło wyludnienie?

- Ten czynnik przyspieszył decyzję o zjednoczeniu. Integracja z bogatszym bratem była też szansą na ratunek gospodarki wschodnich landów.

- Można odnieść wrażenie, że Niemcy chcą przypisać sobie palmę pierwszeństwa w doprowadzeniu do upadku komunizmu w Europie…

- Stan wiedzy 20-30-letnich Niemców na temat historii lat 80. jest tak niski, że trudno się spodziewać, aby wiedzieli, czym była Solidarność, Wałęsa. Polska droga do wolności jest nieobecna w świadomości większości młodych Europejczyków. Ale dla starszych Niemców, szczególnie ze wschodu, wydarzenia te były i nadal są ważne. To samo dotyczy elit. Nie widzę w Niemczech nikogo poważnego, kto by chciał umniejszać rolę Polski w obaleniu komunizmu.

- Na świecie ikoną końca systemu w Europie jest właśnie upadek muru. Choć pierwszy był Gdańsk...

- Upadający mur jest lepszą ikoną. Takim obrazem mógłby być okrągły stół. Niestety, część polskich elit, kwestionując np. rolę Wałęsy, zaszkodziła wizerunkowi Solidarności zagranicą. Zachodni intelektualiści i historycy nie mają wątpliwości, że dynamikę przemian w całym bloku określiły wydarzenia z pierwszej połowy 1989 r. w Polsce. Dziś irytuje mnie co innego. W niemieckich mediach wiele mówi się o pozytywnej roli przywódców - Bush senior, Gorbaczow, Kohl - a za mało o zmianie postawy obywateli, w tym też wschodnioniemieckich. A przecież była to rewolucja obywatelska.

Basil Kerski
Niemiecko-polski dziennikarz, politolog i eseista, redaktor naczelny dwujęzycznego kwartalnika "Dialog", od 1979 r. mieszka w Berlinie Zach.